Pacjenci oddziału neurologii w Uniwersyteckim Szpitalu im. Wojskowej Akademii Medycznej są przerażeni. Od kilku dni przebywa tam zawszony chory, a personel - jak twierdzą - czekał z jego dezynfekcją kilka dni. Aż było za późno.

Problem pojawił się podczas Wielkanocy, gdy na neurologię trafił w ciężkim stanie zaniedbany mężczyzna w średnim wieku. Cały czas się drapał. Po kilku dniach okazało się, że ma wszy.

>>> Szpitale pod lupą prokuratury

"Pielęgniarki poprosiły pozostałych pacjentów, aby ci wyszli z sali, a następnie obcięły mu włosy" - opowiada jeden z chorych. Po kilkunastu minutach personel pozwolił pacjentom wejść. Następnego dnia okazało się jednak, że pasożyty nie wyginęły.

"Pielęgniarki radziły jedynie, aby nie podchodzić zbyt blisko do tego pacjenta" - dodaje inny chory. "Usłyszałem, jak mówią do siebie: Nie dotykaj go, bo przeniesiesz robactwo do domu".

Dlaczego od razu nie wykryto i nie zapobieżono wszawicy na oddziale? "Pacjent trafił do nas w bardzo ciężkim stanie, a my musimy traktować wszystkich jednakowo" - mówi Anna Tomczyk, rzecznik prasowy szpitala. "Pacjent po przyjęciu został umyty i wstępnie zdezynfekowany. Gdy okazało się, że było to niewystarczające, w piątek dezynfekcję powtórzono".