Czy politykom uda się odzwyczaić Polaków od palenia? Inicjatorzy ustawy są przekonani, że tak. Według szacunków w ciągu roku od wprowadzenia zakazu w Anglii palenie rzuciło ok. 400 tys. osób. W Irlandii o 16 proc. zmniejszyła się liczba ataków serca. To dane oficjalne.
Czy tak będzie i w Polsce? Projekt zakłada całkowity zakaz palenia w budynkach publicznych: szkołach, także wyższych, zakładach pracy, obiektach kultury i wypoczynku, środkach transportu, dworcach, przystankach, lotniskach. Czyli wszędzie! I dalej: nie wolno będzie palić w odległości mniejszej niż 10 m od wejścia do tych obiektów. Także we własnym samochodzie, jeśli będzie jechało w nim dziecko lub pasażerowie płacący za przewóz.
>>> Zakaz palenia odbiera nam wolność
Przepisy są drobiazgowe i mają w zasadzie eliminować wszelkie pokusy, by tworzyć strefy dla palaczy. Przykład: właściciel obiektów będzie mógł, ale nie musiał, wyznaczyć miejsca, gdzie wolno palić. Muszą to być pomieszczenia osobne, z automatycznie zamykanymi drzwiami. Ale jeśli szef firmy uzna, że w jego przedsiębiorstwie się nie pali - palarni nie będzie w ogóle.
Ograniczenia mają także dotknąć handel. Sprzedawcy nie będą mogli wystawiać papierosów w widocznym miejscu. To była propozycja posłów. Propozycja, którą zaproponował rząd, poszła jeszcze dalej. Sklepy obowiązywałby zakaz informowania, że sprzedaje się w nim wyroby tytoniowe. A ich właściciele mają być surowo karani za sprzedaż tytoniu nieletnim. "Chcemy chronić osoby niepalące przed biernym paleniem" - tłumaczy Aleksander Sopliński, poseł PSL, szef podkomisji zdrowia publicznego, która wczoraj rozpatrzyła projekt.
Czy tak ostre zakazy mają sens? Obawiają się ich właściciele pubów i restauracji. Teraz będą musieli zapewnić palącym osobne sale, i to z zamykanymi automatycznie drzwiami. W przeciwnym wypadku w lokalu nie będzie wolno palić w ogóle.
>>> Najsztub: Zakaz palenia to dyskryminacja
"Nie ma obaw o spadek obrotów" - zapewnia Krzysztof Przewoźniak z Fundacji Promocja zdrowia, która od wielu lat domagała się zaostrzenia przepisów. Podaje przykłady takich państw jak Anglia, Szkocja czy Finlandia. "Kiedy wprowadzano całkowity zakaz palenia, sprzedaż alkoholu nie zmniejszyła się. Badania amerykańskie pokazały wręcz wzrost klientów" - zapewnia.
Fundacja i onkolodzy liczą na to, że podczas prac nad ustawą uda im się jeszcze bardziej zaostrzyć przepisy, tak by Polska dołączyła do krajów o bezwzględnym zakazie palenia. "Chodzi o to, by w ogóle zlikwidować palarnie" - mówi Przewoźniak.
Ale choć wszyscy posłowie komisji zdrowia publicznego są za ograniczeniami, wczoraj przekonali się, że nie będzie tak łatwo je przeforsować. Na obrady przyszło kilkunastu przedstawicieli koncernów tytoniowych. Świetnie przygotowani do dyskusji, pewni siebie, zgłaszali liczne uwagi do każdej dyskutowanej poprawki.
Jest już po południu, w sejmowej palarni tłok. Kilkunastu posłów swobodnie dyskutuje o bieżących wydarzeniach. Śmieją się, częstują papierosami, stos petów piętrzy się w popielniczkach. W tym samym czasie kilkanaście metrów dalej rozpoczyna obrady podkomisja zdrowia. Jeśli jej pomysły poprze sejmowa większość, a wszystko wskazuje na to, że tak, to za kilka miesięcy w sejmie palarni już nie będzie.
Dlaczego? Istnienie palarni będzie zależało tylko od dobrej woli marszałka Komorowskiego. A tak się składa, że on sam nie pali i dymu papierosowego nie lubi. Wedle obecnie obowiązujących przepisów stworzenie wydzielonego miejsca do palenia jest obowiązkiem każdego szefa zakładu pracy. Członkowie komisji, a także rząd, chcą jednak to zmienić. I już od prawie 3 lat w ponadpartyjnym porozumieniu przygotowują prawdziwy bat na palaczy - także tych z sejmu.
Projekt radykalnych przepisów już w 2006 roku przygotował profesor Jacek Jassem, onkolog z Gdańska. To on przyszedł do członków komisji i namówił ich do zaostrzenia przepisów. "Chciałem, by ten projekt nie miał żadnych barw politycznych, dlatego od razu rozmawiałem z całą komisją i to się opłaciło" - tłumaczy. Jednak choć pod projektem podpisała się ówczesna szefowa komisji Ewa Kopacz, to i tak w powszechnym mniemaniu autorstwo restrykcyjnego prawa przypisano PiS i Tadeuszowi Cymańskiemu, który publicznie zabierał głos w tej sprawie.
>>> Klamka zapadła. Posłowie za zakazem palenia
"To było nawet zabawne. Niektórzy działacze PO w kampanii wyborczej do parlamentu atakowali mnie, że chcę ludziom kaganiec zakładać i rzucać się im do gardeł za palenie. Tymczasem razem ze mną nad tym projektem od pierwszych dni pracowała ich koleżanka, obecna minister zdrowia" - podkreśla Cymański.
W poprzednim parlamencie ustawy nie zdążono jednak uchwalić. Po wyborach do projektu wrócono. Teraz prace nad nim idą już pełną parą, a jego przyjęcie zdaje się czystą formalnością. Zwłaszcza że dokument już opatrzono pozytywną opinią rządu. "Minister zdrowia sama kilka miesięcy temu rzuciła palenie, więc nie mogło być inaczej" - mówi nam jeden z członków komisji.
Wiceminister zdrowia Jakub Szulc dodaje: "Ta ustawa to krok w dobrym kierunku, my i tak w tej sferze jesteśmy mocno zapóźnieni wobec innych krajów Unii Europejskiej" - podkreśla. Wczoraj w czasie pracy nad projektem na sali sprzeciwu słychać nie było. Nie licząc oczywiście przedstawicieli tytoniowych koncernów.
Co innego w sejmowej palarni. "Zakazy nic nie dadzą, ta ustawa jest bez sensu" - mówił nam jeden z posłów, zaciągając się białym dymem. Inny z jego kolegów dodawał: "Oszaleli, naprawdę oszaleli".