Limuzyna ma zasilić flotę BOR jeszcze jesienią. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że brane są pod uwagę dwie marki: Mercedes i BMW. Choć samo Biuro na zakup planowało przeznaczyć 800 tysięcy złotych, to nadzorujący je resort spraw wewnętrznych dołożył jeszcze 1,2 miliona złotych. Projekt uchwały szefa MSWiA, dzięki której zostanie przekazana dotacja, jest już gotowy.

Reklama

"Uznaliśmy, że na bezpieczeństwie najważniejszych osób w państwie nie można oszczędzać" - mówi nam nieoficjalnie przedstawiciel MSWiA.

Za 2 miliony złotych można kupić samochód z najlepszym i najnowocześniejszym zabezpieczeniem antyterrorystycznym. Przede wszystkim chodzi o opancerzenie określane przez specjalistów jako B6. "To najwyższy standard bezpieczeństwa. Pasażer takiego auta przetrwa bez szwanku nawet wybuch granatu czy miny przeciwpiechotnej" - wyjaśnia Jerzy Dziewulski, były szef ochrony Aleksandra Kwaśniewskiego.

>>>Gdyby trafili prezydenta, BOR byłby bezsilny

Samo auto waży pięć ton i osiąga prędkość 100 kilometrów na godzinę w kilka sekund. W samochodzie zainstalowany zostanie też system tlenowy, który pozwala przeżyć atak chemiczny lub biologiczny. Szyby składają się z kilku warstw, karoseria jest tak gruba, że jedne drzwi ważą 100 kilogramów. Pasażerowie nie muszą też bać się o to, że wybuchnie zbiornik paliwa, bo jest on zabezpieczony odporną stalą. Płyty stalowe umieszczone są też w nadkolach.

Limuzyna będzie więc tak dobrze zabezpieczona, jak nowy cadillac Baracka Obamy. Prezydent USA ma jednak w samochodzie dodatkowe wyposażenie: rozpylacz gazu łzawiącego i specjalny pojemnik, w którym przewożona jest krew, na wypadek gdyby Obama został ranny.

W aucie BOR będzie też telefoniczna łączność satelitarna. "Bardzo się przyda szczególnie w kryzysowej sytuacji" - zauważa polityk z otoczenia prezydenta i jako przykład podaje incydent z Gruzji, gdy Lech Kaczyński po strzałach w pobliżu kolumny aut nie mógł się połączyć z własną ochroną, bo jego komórka straciła zasięg.

Reklama

>>>Prezydent o strzelaninie: Poszło kilka serii

Autem mają poruszać się głównie prezydent, premier, minister spraw zagranicznych oraz nasi ambasadorowie. Ale nie w Polsce, tylko podczas zagranicznych podróży do najbardziej niebezpiecznych krajów świata. Chodzi przede wszystkim o Pakistan i Afganistan. Auto będzie transportowane najprawdopodobniej jedynym na razie w Polsce samolotem Hercules.

"Takie praktyki stosują już zresztą Amerykanie, którzy przy okazji podróży ich prezydenta do niebezpiecznych rejonów świata wożą za nim na pokładzie samolotu opancerzony samochód" - opowiada nam jeden z oficerów BOR.

Jak dowiadujemy się ze źródeł rządowych, decyzja o zakupie samochodu zapadła zaraz po zamordowaniu geologa Piotra Stańczaka przez pakistańskich talibów. Jednocześnie postanowiono zwiększyć ochronę polskiej ambasady w stolicy Pakistanu, Islamabadzie. MSWiA od tamtego czasu baczniej przygląda się temu, co się dzieje w tym kraju.

"To niezbędne, bo zamachy coraz częściej są skierowane przeciwko Polakom. Nie możemy ryzykować życia przedstawicieli naszych władz" - tłumaczy kapitan Dariusz Aleksandrowicz z Biura Ochrony Rządu.

>>>Tusk: Prezydent ma słuchać BOR!

Ale jak zauważa generał Grzegorz Mozgawa, były szef BOR, nawet pancerne auto nie gwarantuje stuprocentowego bezpieczeństwa. Przekonał się o tym generał Edward Pietrzyk, były ambasador RP w Iraku, który w październiku 2007 roku stał się celem ataku podczas przejazdu jedną z ulic Bagdadu. Obok jego auta eksplodowała bomba. Samochód nie miał najnowocześniejszych zabezpieczeń, choć posiadał silne opancerzenie. A wybuch i ostrzał i tak przebiły karoserię.

"Wszystko zależy od wagi i rodzaju ładunku wybuchowego. Jeśli bomba będzie odpowiednio duża, ucierpią pasażerowie nawet dobrze opancerzonej limuzyny" - twierdzi generał Mozgawa.

Mimo to eksperci zaznaczają, że dobrze opancerzony samochód jest BOR potrzebny. Pod jednym warunkiem: będzie używany jedynie w miastach. "Pakistan i Afganistan to tereny, gdzie dochodzi do największej liczby zamachów. Transportowanie ważnych osób poza miastami, nawet pancerną limuzyną, jest tak niebezpieczne, że trasy zyskały miano <dróg śmierci>" - zauważa Krzysztof Liedel, szef Centrum Badań nad Terroryzmem w Collegium Civitas.