Miasteczko Hull w północno-wschodniej Anglii. Przed drzwiami organizacji pomocowej Goodwin Trust w kolejce czeka kilkanaście osób. Połowa to Polacy. 60-letni Tadeusz Pawlik zimą pracował w fabryce przetwórstwa mięsa w Walii. Później przez kilka miesięcy był bezrobotny. Teraz pracuje na farmie pomidorów. "Martwię się, że może znów mnie zwolnią, bo to praca sezonowa. Ale w Polsce jest jeszcze gorzej, mówią mi koledzy. Dlatego nie wracam" - opowiada dziennikarzowi BBC.

Reklama

>>>Dyskusja o zasiłkach dla polskich emigrantów

Jego kolega, Radek Sobota w grudniu wrócił na dwa miesiące do Polski. Do żony i dzieci. Chciał znaleźć pracę w ojczyźnie, żeby dłużej nie rozbijać rodziny. "Chodziłem od restauracji do baru, nikt nic dla mnie nie miał. Wróciłem do Hull i znów pracuję w rzeźni. Tylko tym razem zabrałem ze sobą rodzinę" - mówi Polak.

>>>Emigranci przysłali nam 70 mld złotych

Brytyjskie media alarmują, że emigrantów takich, jak Radek Sobota będzie coraz więcej. Po podliczeniu kosztów życia i zarobków, zamiast powrotu do ojczyzny wybiorą Wielką Brytanię. Przemawiają za tym liczby. Stopa bezrobocia na Wyspach to prawie 7 proc. W Polsce - 11. Spory rozdźwięk jest też w wysokości zasiłków. Dziennik "Daily Mail" wyliczył ostatnio, że przeciętna czteroosobowa rodzina ma szansę otrzymać od brytyjskiego państwa do 715 funtów pomocy tygodniowo. W Polsce nie będzie mogła liczyć na więcej niż 125 funtów.

Reklama

>>>Z Wielkiej Brytanii wracają tylko single

Na razie jednak w brytyjskich urzędach nie ma kilometrowych kolejek bezrobotnych emigrantów. "Jest tak, jak wcześniej. Może tylko więcej osób przychodzi pytać się, czy kwalifikują się do zasiłku, gdyby stracili pracę" - mówi DZIENNIKOWI Jamil Ahmud, konsultant z londyńskiego urzędu pracy w Whitechapel.

Redaktor polonijnej gazety "Polish Zone", Marzena Siemplewska tłumaczy, że mimo recesji i antypolskich nastrojów, Polacy wolą przeczekać kryzys na Wyspach. "Wciąż jest tu łatwiej niż w kraju znaleźć dobrą pracę, założyć firmę czy rozliczyć się z podatku, łatwiej żyć i odłożyć coś na gorsze czasy" - mówi dziennikarka.