Było o seksie, zdradach i rodzinnych konfliktach. Zygmunt Chajzer, prowadzący polsatowski program "Moment prawdy", zadawał uczestnikom bardzo intymne pytania. Ale show zapowiadany jako największe wydarzenie wiosny hitem nie był. Oglądało go 2,5 miliona widzów (dane AGB Nielsen Media Research). Większą widownię - 2,7 mln - miał nawet pokazywany od pięciu lat policyjny tasiemiec TVN "W-11". Jednak Polsat jest zadowolony z wyniku "Momentu", bo planuje nową edycję.

Reklama

>>> Bieda w telewizjach. Nie ma na ankieterów

Tej wiosny żadna telewizja nie może się zresztą pochwalić sukcesem. Nawet miliona osób nie przyciągnął "Hit generator" TVP 2 reklamowany jako odpowiednik kultowej telewizyjnej listy przebojów BBC. Widowni nie zdobyli też "Tancerze" "Dwójki". Oglądało ich ledwie 1,3 mln widzów.

"To serial dla młodzieży, a młodzi w soboty, zamiast oglądać telewizję, wychodzą na imprezę" - tłumaczy anonimowo porażkę "Tancerzy" jeden z producentów z TVP. "Jesienią zmieni się pora emisji drugiej serii i na pewno będzie lepiej" - dodaje. "Nic z tego" - mówi Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. "Musicale z lat 70. miały w sobie więcej emocji niż to widowisko."

Reklama

Producenci rozkładają ręce i tłumaczą się wymuszonymi przez kryzys oszczędnościami. "Oczekuje się od nas fajerwerków, a w obliczu drastycznie spadających wpływów z reklam musimy uważnie liczyć pieniądze" - mówi jeden z nich.

Widzów nudzić zaczęły nawet telewizyjne szlagiery emitowane od lat. Pół miliona widzów stracił tej wiosny Szymon Majewski z TVN, mniejszą oglądalność miał show ze śpiewającymi gwiazdami Polsatu i "Taniec z gwiazdami" TVN. Spory spadek odnotował nawet serial "M jak miłość", zdecydowanie najpopularniejszy tasiemiec ostatnich lat.

Odpływ widowni z ogólnopolskich telewizji widać już bardzo wyraźnie. W ciągu dwóch lat udział w rynku czterech największych polskich stacji zmalał o 7 proc. "To naturalny trend, widzowie odchodzą m.in. do kanałów tematycznych" - mówi Jakub Bierzyński, analityk rynku mediów z Omnicom Media Group. Polskojęzycznych stacji jest już ponad 100. A dostęp do nich ma grubo ponad osiem z około 13 milionów gospodarstw domowych.

Reklama

BARBARA SOWA: Polsat, tak jak wszystkie telewizyjne stacje, stracił widzów. Co się stało? Ludzi wystraszyły wiosenne, kryzysowe ramówki?
NINA TERENTIEW*: To jest ogólnoświatowy trend. Widzowie odchodzą nie dlatego, że propozycja dużych telewizji jest słabsza. Po prostu, jeśli ktoś uwielbia przyrodę, to chętniej włączy dziś Animal Planet niż "Jak oni śpiewają". Nie będzie czekał na telewizyjny dziennik, żeby dowiedzieć się o wydarzeniach dnia, tylko włączy kanał newsowy. Tak jak w latach 90. monopol telewizji publicznej przełamywały pierwsze stacje komercyjne, tak teraz mamy do czynienia z rewolucją kanałów tematycznych, które coraz bardziej depczą nam po piętach. Parę lat temu małe stacje muzyczne, informacyjne czy podróżnicze miały razem zaledwie kilka procent udziałów w rynku. Teraz zgarniają już ponad ćwiartkę tego telewizyjnego tortu.

Jak się przed tym bronicie?
Oczywiście staramy się robić dobry program. Obserwujemy widza i śledzimy jego upodobania. Wiemy, że widz Polsatu lubi dobre kino sensacyjne, sport i rozrywkę, więc jesienią dostanie od nas kolejną edycję serialu "Skazany na śmierć", program "Jak oni śpiewają" z finalistami poprzednich serii i dużo wydarzeń sportowych.

Ale wszystko to można już dostać w kanałach tematycznych. Nie boi się pani, że za kilka lat widownia Polsatu i np. Discovery Channel się zrówna?
Nie. Część widowni pozostanie przy ogólnotematycznych stacjach. Oczywiście rośnie grupa poszukiwaczy buszujących po kanałach w pogoni za ulubionymi treściami, ale większość wciąż liczy na tzw. lunch dnia. Nie ma ochoty sprawdzać tego, co jest w menu. Ufa stacji, wiedząc, że skompiluje mu odpowiedni telewizyjny posiłek.

*Nina Terentiew jest dyrektorem programowym Polsatu