29-letnia Magdalena, pracownica agencji reklamowej z Warszawy, zajrzała na stronę PARPA ze zwykłej ciekawości. Widziała w telewizji spot reklamujący kampanię i postanowiła rozwiązać psychotest. Nie sądziła, że ma problem z piciem, choć niemal codziennie po pracy sięga dla rozluźnienia po butelkę piwa albo kieliszek wina. Magdalena spokojnie odpowiadała więc na kolejne pytania: jak często pijesz? Czy przez alkohol miewasz wyrzuty sumienia? Czy kiedykolwiek urwał ci się film? Zdziwiła się dopiero wtedy, gdy podsumowała test. Okazało się bowiem, że pije ryzykownie. Jeszcze nie jest alkoholiczką, ale powinna ograniczyć picie. ”Przecież nie jestem po alkoholu agresywna, nie upijam się do nieprzytomności, więc skąd takie wyniki?” - dziwi się warszawianka.

Reklama

Podobny szok przeżyła 39-letnia Kinga zatrudniona jako redaktorka w zagranicznym wydawnictwie. Ona także kilka razy w tygodniu sięga po piwo albo po ulubiony słodki likier. Internetowy doradca wydał wyrok: pije szkodliwie. Kinga najpierw się żachnęła, ale po zastanowieniu przyznała, że rzeczywiście coś w tym jest: zaledwie dwa tygodnie temu bawiła się przecież ze znajomymi tak, że tylko mgliście pamięta, jak dotarła do domu.

49-letni Jacek, lekarz pediatra z Krakowa, dowiedział się natomiast po wypełnieniu testu, że jest bliski alkoholowego uzależnienia. Przyznał bowiem, że w ciągu ostatniego roku zdarzyło mu się zapić kaca klinem i sięga po koniak właściwie co wieczór. Andrzej, 34-letni makler, ujawnił z kolei, że dziewczyna sugerowała mu wiele razy ograniczenie picia. Diagnoza brzmiała: pijesz ryzykownie, jeśli nie ograniczysz picia, pojawią się problemy.

Test, specjalnie na prośbę DZIENNIKA, wykonało jeszcze kilkanaście osób - większość z nich dostała poważne ostrzeżenie. Całkowicie bezpieczne - orzekł doradca - mogą się czuć jedynie te osoby, które sięgają po alkohol dosłownie kilka razy w roku: z okazji imienin czy świąt. Cała reszta go nadużywa. ”Picie nie zawsze oznacza doprowadzanie się do nieprzytomności czy wszczynanie burd. Można być alkoholikiem, pijąc regularnie kilka lampek wina” - tłumaczy Anna Maria Ciechowicz, psycholog i terapeuta uzależnień z Warszawy. Do jej gabinetu trafia coraz więcej młodych, świetnie wykształconych osób. ”O alkoholu mówią między wierszami. Opowiadają za to o obniżce nastroju, stresie i tym, jak go niwelują. Czują się zaniepokojeni, że sprawy zaczynają im się wymykać spod kontroli, ale nie wiążą tego z alkoholem” - opowiada. Jednym z jej pacjentów jest trzydziestokilkulatek z Warszawy, który zawodowe stresy zaczął topić w kuflu z piwem. Zreflektował się dopiero wtedy, gdy zapomniał odebrać dzieci ze szkoły.

Reklama

Dane są rzeczywiście alarmujące: jak podaje Główny Urząd Statystyczny, Polacy piją coraz więcej. W ciągu ostatniej dekady spożycie czystego alkoholu na jednego mieszkańca wzrosło o ponad 2 litry, do prawie 10 litrów rocznie. Z obserwacji lekarzy wynika natomiast, że zmienił się także styl biesiadowania: rzadko upijamy się do nieprzytomności, za to sięgamy po alkohol bardzo często. ”Każda wersja picia jest niedobra. Jednak systematyczne popijanie mniejszych dawek jest o tyle niebezpieczne, że człowiek nie widzi w tym nic złego. A jak upije się porządnie raz na jakiś czas, to przynajmniej ma świadomość, że przeholował” - tłumaczy prof. Krzysztof Simon, hepatolog z Wrocławia. Podkreśla, że choć sam nie jest przeciwnikiem dobrego alkoholu w umiarkowanych dawkach, to takie systematyczne picie jest także o wiele bardziej szkodliwe dla wątroby, która nie ma czasu, by się zregenerować.