Polscy żołnierze w Czadzie w listach do Polski ślą skargi na wyżywienie. "Na śniadanie 3 plastry wędliny, która mało sama nie ześliźnie się z talerza, bo świeżością nie grzeszy. Na obiad kawałek mięsa i garstka ziemniaków, ewentualnie frytki w oleju i surówki od miesiąca te same, czyli kalafior, fasolka, marchewka, groszek, ale oczywiście z puszki, mix w occie, a na kolacje np. bigos, a właściwie garstka bigosu. (…) Jak ma się to jeść, to naprawdę na wymioty zbiera" - alarmuje żołnierz z bazy Iriba w liście wysłanym do radia RMF FM .

Reklama

Na tym nie koniec problemów. Na pustyni żołnierzom brakuje nawet wody. "Jak może brakować wody do mycia? O 20 juz nie ma, bądź jest ale zakręcona. Jak żołnierz wracający z patrolu po pustyni w upale ma dbać o higienę, skoro nie ma jak się umyć?" - pisze żołnierz i sugeruje, że pieniadze przeznaczone na zaopatrzenie armii są marnowane: "Za 30 euro dziennie na osobę, to można zjeść w naprawdę dobrej restauracji, a prawdopodobnie tyle daje ONZ na misję. A cena za nasz posiłek przy takiej ilości osób, nie wiem czy wynosi 15 zł, więc nasuwa sie pytanie: gdzie jest reszta tej kasy?"

Reporter radia RMF spytał o opinię w tej sprawie wojskowego kucharza, który wrócił niedawno z Afryki. "Jedzenie faktycznie może nie smakować. Niektórzy nie lubią surowej szynki, krojonej, solonej. Ale ona jest bezpieczna. Nie czarujmy się. Ona ma w sobie tyle chemii, tyle środków antybakteryjnych, że (…) może to być przesolone, ale ma być bezpieczne. (…) Surówki są rzeczywiście mocno octowane, ale albo będzie się jadło ze śmietaną i wróci się z amebą, albo będzie się jadło w occie. Chcieliście Afrykę, to macie" - kwituje kucharz.