Protest, który elektryzuje znaczną część wiejskiej społeczności, narodził się w gminie Ełk. Fragment jej terenów - w sumie 850 hektarów - od początku przyszłego roku ma stać się częścią Ełku. "Potrzebujemy nowych gruntów pod inwestycje" - tłumaczy Andrzej Andrukiewicz, prezydent tego miasta. "Mieszkańcy chcą żyć na wsi, a nie w mieście" - ripostuje z kolei Andrzej Polkowski, wójt gminy.
Aby osiągnąć cel, obie strony rozpoczęły odrębne kampanie: wójt prowadził protest głodowy, a prezydent zawiózł szefowi MSWiA Grzegorzowi Schetynie cztery tysiące podpisów ełczan pod listem poparcia w sprawie rozszerzenia granic miasta.
Przykład wójta Ełku zachęcił przedstawicieli dziesięciu innych gmin wiejskich, które mają podobny problem, do walki o swoje racje. "Nie możemy godzić się na to, aby wsie były włączane do miast bez naszej zgody" - twierdzi Janusz Babiński, wójt gminy Szczecinek, z której do miasta o tej samej nazwie mają być włączone dwie miejscowości - Trzesiecko i Świątki. Protestują też mieszkańcy wsi Bzianki i Rudnej Wielkiej, które od przyszłego roku mają być dzielnicami Rzeszowa.
Janusz Babiński nie ukrywa, że w proteście chodzi nie tylko o lokalny patriotyzm, ale i o pieniądze. "Rolnicy automatycznie stracą część unijnych dopłat tylko dlatego, że ich pola znajdą się w granicach miasta. My z kolei będziemy mieli mniejsze wpływy z podatków" - zauważa.
Dziś przedstawiciele dziesięciu gmin z całej Polski w obronie swej niezależności będą protestować pod kancelarią premiera.