Eksperci nie mają wątpliwości: tak wielkie zainteresowanie prywatną opieką zdrowotną wynika z tego, że ta publiczna należy do najgorszych w Europie. W konsumenckim rankingu stworzonym przez niezależnych ekspertów z Brukseli zajęliśmy w ubiegłym roku odległe 25. miejsce wśród 31 ocenianych państw.

Reklama

Te niedomagania widać zresztą na każdym kroku. Polacy stoją w kolejkach do specjalistów, miesiącami czekają na zlecone badania i mają mocno utrudniony dostęp do nowoczesnych leków oraz sprzętu diagnostycznego. ”Dlatego nie ma się co dziwić, że wykupują sobie abonamenty i ubezpieczenia zdrowotne, chcąc się uniezależnić od tego kulawego i niewydolnego systemu. Chcą być leczeni szybko i bez łaski. Przestali wierzyć, że mogą liczyć na państwo” - mówi Robert Gwiazdowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha.

54-letnia Ewa Świeboda z małej miejscowości pod Szczecinem, cierpiąca na silny ból kręgosłupa, na pomoc czekała kilka miesięcy. Najpierw miesiąc w kolejce do neurologa, który dał jej skierowanie na prześwietlenie, a potem kolejne trzy na drugą wizytę. ”Sztywniały mi ręce i nogi, bardzo cierpiałam, ale nie było mnie stać na prywatne wizyty u lekarze. Poza tym uważam, że należy mi się bezpłatna opieka, w końcu od 30 lat regularnie opłacam składki na ZUS” - mówi.

Ale coraz więcej Polaków przestaje liczyć na publiczną służbę zdrowia i decyduje się na opłacenie prywatnej opieki medycznej. Abonamenty na leczenie wykupują im też firmy. Z danych Konfederacji Pracodawców Polskich wynika, że z takich usług korzysta co najmniej 1,5 miliona zatrudnionych i ich rodziny. Najpopularniejsze są te usługi, na które w państwowej przychodni czeka się najdłużej: stomatologa, ginekologa, wizyta u internisty, endokrynologa czy pediatry.

Polacy, którzy chcą uwolnić się od publicznej służby zdrowia, coraz częściej wykupują też tzw. ubezpieczenia zdrowotne. Te w przeciwieństwie do abonamentu powiązanego z konkretną placówką umożliwiają korzystania z usług wielu przychodni na terenie całego kraju. ”Takie ubezpieczenia są atrakcyjne dla ludzi pracujących na własny rachunek albo na czarno, bo nie mają standardowego pakietu w ZUS” - mówi dr Agnieszka Pisula-Lewandowska, która zajmuje się doradztwem w kwestii ubezpieczeń zdrowotnych. Codziennie zgłasza się do niej kilku nowych klientów. Eksperci szacują, że w ciągu najbliższych 3 lat liczba osób korzystających z prywatnych ubezpieczeń i abonamentów wzrośnie o 15 proc., do 2,3 mln.

Zainteresowanie nimi jest tak duże, że coraz częściej nawet w prywatnej przychodni chorzy są odsyłani z kwitkiem. ”Zdarza się, że przyjmują one zbyt wielu klientów abonamentowych z korporacji i stają się de facto przychodniami medycyny pracy. Wystarczy na przykład, że wszyscy pracownicy robią badania okresowe i już powstaje zator” - przyznaje dr Pisula-Lewandowska. Właśnie taka sytuacja przydarzyła się 34-letniej Dorocie Korbias, której firma wykupiła abonament w dużej sieci klinik w Warszawie. ”Nagle zaczęłam gorączkować, czułam się fatalnie i gdy zadzwoniłam na infolinię, okazało się, że pierwsza wolna wizyta u internisty jest dopiero za trzy dni” - opowiada. Nie chciała tak długo czekać, więc poszła do innego lekarza i zapłaciła za wizytę. A teraz zastanawia się nad dokupieniem ubezpieczenia zdrowotnego.