"Byliśmy traktowani okropnie" - mówią członkowie grupy wycieczkowej ze szkoły Lea Manor w Luton. Według Brytyjczyków Francuzi "zmusili ich do noszenia chirurgicznych masek i butów", a lekarze nosili specjalne ubrania zapobiegające zakażeniu. "Jakbyśmy byli niebezpiecznymi zwierzętami. Chcieli jak najszybciej wysłać nas do domu. To było straszne" -relacjonuje jedna z wydalonych z Francji osób.
>>>"Nie wystarczy szczepionki dla wszystkich"
Wycieczkowicze spędzili po drugiej stronie kanału La Manche zaledwie trzy dni. W sobotę przyjechali do zamku nieopodal Beyeux w Normandii. Kiedy lokalni lekarze potwierdzili u sześciorga z nich świńską grypę, zamek został otoczony kordonem lekarzy i służb medycznych. Jedna z dziewczynek, która wyszła z pokoju pożyczyć od koleżanki suszarkę, wyszła na korytarz i zobaczyła ludzi w strojach ochronnych. "To było jak scena z E.T." - opowiada 14-latka.
>>>Zarażeni grypą nie polecą na wakacje
Franzcuzi działali szybko. "Dostaliśmy pięć minut, by się spakować" - opowiada jeden z uczniów. W poniedziałek rano wszyscy członkowie wycieczki poza jedną - najbardziej chorą - osobą siedzieli już w zamkniętym autokarze, pędzącym do Calais. Tam szczelnie izolowaną grupę wsadzono do pociągu jadącego przez Eurotunel do Londynu. Pół godziny później wycieczka była już na Wyspach.
>>>Świńska grypa wciąż jest w Polsce
Francja jak dotąd skutecznie broni się przed rozwojem epidemii świńskiej grypy na swoim terytorium. Nad Sekwaną i Loarą zachorowało około 800 osób. Na razie nie było ofiar śmiertelnych. Tymczasem Wyspy Brytyjskie są czwartym co do wielkości ogniskiem epidemii w Europie. Dotychczas z powodu zarażenia wirusem H1N1 zmarło tam 31 osób. Świat czeka na szczepionkę na morderczą zarazę. Tymczasem wyszło na jaw, że od wybuchu epidemii, a później pandemii, dochody jednego z producentów leku, firmy GlaxoSmithKline, wzrosły o 10 proc. - do 2,1 miliarda funtów.