"Są to wątki wyłączone z głównej sprawy dotyczącej katastrofy samolotu. Jest to sprawa stosowania groźby bezprawnej wobec pana Smyczyńskiego (brata jednego z pilotów samolotu), jego siostry i szwagra, a także wątek dotyczący córki gen. Andrzeja Andrzejewskiego" - powiedział zastępca wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu płk Andrzej Haładyn.

Reklama

Andrzej Smyczyński miał być kilkakrotnie zastraszany. W jednym przypadku miał podjechać do niego samochód i osoba w aucie rzekomo powiedziała mu w imieniu "wysoko postawionych panów w mundurach", aby nie zajmował się tą sprawą. Wówczas grożono mu śmiercią. Brat II pilota wojskowego transportowca w wypowiedziach dla mediów kwestionował wyniki raportu w sprawie katastrofy.

Jak powiedział płk Haładyn, wątek został umorzony z powodu niemożliwości wykrycia sprawcy.

Prokuratura sprawdzała też doniesienia córki gen. Andrzeja Andrzejewskiego. Klaudyna Andrzejewska twierdziła m.in., że - wbrew obietnicom MON - jej rodzina nie otrzymała po tragedii pomocy psychologicznej i prawnej, a także, że w czasie starań rodziny o pomoc socjalną wywierane były na jej matkę naciski ze strony wojska. Po zbadaniu sprawy prokuratura uznała, że nie doszło do przestępstwa.

Prokuratura ponownie przedłużyła śledztwo w sprawie CASY. Płk Haładyn poinformował, że śledczy w dalszym ciągu czekają na opinie, które powinny wpłynąć w ciągu najbliższych tygodni.

Samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 roku w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie-Powidz-Krzesiny-Mirosławiec-Świdwin-Kraków, rozwoziła uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP.

Komisja, badająca przyczyny tragedii, uznała, że doprowadził do niej splot wielu okoliczności. Eksperci ustalili, że na katastrofę wpływ miał m.in. niewłaściwy dobór załogi i jej niewłaściwa współpraca w kabinie, niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza podczas podejść do lądowania i błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy.

Reklama

Po tragedii stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które doprowadziły do katastrofy. Byli to ówczesny dowódca 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego z Krakowa ppłk Leszek Leśniak, kontroler zbliżania oraz precyzyjnego podejścia por. Adam Bonikowski, kontroler lotniska kpt. Andrzej Koniarz, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu mjr Jędrzej Wójcicki i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych ppłk Marek Sołowianiuk.

Prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu postawiła ppłk. Leszkowi L. zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienie obowiązków wynikających z faktu pełnienia przez niego służby na stanowisku dowódcy jednostki wojskowej. Grozi mu do 8 lat więzienia.