W takiej sytuacji jest rodzina Katarzyny i Marcina Kruszyńskich z Warszawy. Tylko przez ostatnich siedem miesięcy ich majątek skurczył się o 206 tysięcy złotych. Młode małżeństwo postanowiło się usamodzielnić i w grudniu 2007 roku zaciągnęło 350 tysięcy złotych kredytu na wymarzone mieszkanie. "Pożyczkę wzięliśmy oczywiście we frankach, bo jak większość ludzi chcieliśmy płacić niższą ratę. Nie przewidzieliśmy jednak tak szybkiego wzrostu kursu waluty i lawinowego spadku cen mieszkań" - mówi nam Marcin Kruszyński, który jest analitykiem w firmie telekomunikacyjnej.

Reklama

W chwili kiedy pożyczali od banku pieniądze, frank kosztował 2,30 złotego. Bank wypłacił im więc równowartość 152 tysiące franków, czyli 350 tysięcy złotych. Dziś, gdy kurs franka mocno poszedł w górę, Kruszyńscy mają do spłacenia aż o prawie 100 tysięcy złotych więcej.

Jednocześnie wartość ich mieszkania spadła o 28 tysięcy złotych. Na warszawskim Targówku za dwupokojowe mieszkanie o powierzchni 56 metrów kwadratowych zapłacili bowiem 442 tysiące złotych, czyli 7,9 tysiąca za metr. Dziś identyczne mieszkanie kosztuje już tylko 6,5 tysiąca za metr.

"Ceny nieruchomości kiedyś się odbiją, ale trzeba na to poczekać co najmniej półtora roku. Nie przypuszczam jednak, by ceny kiedykolwiek jeszcze osiągnęły poziom, z jakim mieliśmy do czynienia w najbardziej szczytowym momencie, czyli pod koniec 2007 i na początku 2008 roku" - prognozuje Aleksandra Szarek, ekspert od rynku nieruchomości z agencji pośrednictwa Home Broker.



Kredyt i spadek wartości mieszkania to nie koniec strat, które ponieśli Kruszyńscy od jesieni ubiegłego roku. Część oszczędności ulokowali bowiem w funduszach inwestycyjnych. Krach na giełdzie, gdzie lokowane były pieniądze, spowodował, że z zainwestowanych wiosną 2007 roku 10 tysięcy zostało im zaledwie 4,1 tysiąca złotych.

"W tej chwili nie ma już sensu wycofywać tych pieniędzy. Pozostaje nam tylko czekać i liczyć, że fundusze kiedyś odrobią straty" - mówi Katarzyna Kruszyńska.

W podobnej sytuacji jest również rodzina Jacka i Julii Jasińskich z Białegostoku. Oni również zaciągnęli kredyt we frankach na nowe mieszkanie. Pod koniec 2007 roku kupili 55-metrowe mieszkanie na osiedlu Bojary. Zapłacili za nie wtedy 5,2 tysiąca za metr, czyli w sumie 286 tysięcy. "Mimo że pomogła cała rodzina, nie uzbieraliśmy takiej sumy. Wzięliśmy więc 150 tysięcy kredytu" - mówi Julia Jasińska.

Dziś Jasińscy do spłacenia mają nie 150 tysięcy złotych, tylko aż ponad 212 tysięcy, mimo że spłacili już 16 rat. W sumie bankowi oddali już ponad 12 tysięcy. "A nasze mieszkanie warte jest teraz maksymalnie 250 tysięcy złotych" - mówi Jacek Jasiński. "Ja dodatkowo straciłem jeszcze na tym, że wykupiłem polisę emerytalną" - dodaje. Z zainwestowanych przez ostatnie 9 lat 20 tysięcy złotych zostało mu 16,5 tysiąca, a jeszcze we wrześniu 2008 roku na jego koncie emerytalnym było prawie 25 tysięcy.



Reklama

W podobnej sytuacji są inni ludzie, którzy wykupili indywidualne konta emerytalne. Im zupełnie nie opłaca się wycofywać zainwestowanych udziałów. "Konta emerytalne to inwestycje długoterminowe. Takie osoby zarabiają na hossie, ale tracą na bessie. Pozostaje więc zacisnąć zęby i czekać na następny dobry okres dla giełdy" - mówi nam analityk Open Finance Mateusz Ostrowski, który razem z Pawłem Majtkowskim z Finamo prowadził wyliczenia strat Jasińskich i Kruszyńskich.