Odnaleźliśmy trzech członków polskiego zespołu flamenco Indialucia, którzy przebywali w Meksyku od 20 kwietnia. Opowiedzieli nam swoją historię: przylecieli, gdy jeszcze nie było alarmu wywołanego grypą. Zdążyli dać jeden koncert na Międzynarodowym Festiwalu Kultur "Ollin Kan", na widowni było co najmniej 500 osób. Część z nich mogła już być chora. Gdy w piątek Meksyku podniesiono alarm, odwołano resztę koncertów. "Jechaliśmy wtedy na wycieczkę do starożytnego miasta Teotihuacan. Policja zatrzymała autobus i zakazała dalszej jazdy. Musieliśmy wrócić do miasta Meksyk. Zaczęliśmy się bać" - mówi nam lider zespołu Michał Czachowski.

Reklama

Weekend muzycy spędzili jeszcze na ulicach miasta. "Niepokoi nas, że wtedy mogliśmy się od kogoś zarazić" - dodaje Czachowski. Od poniedziałku Polacy nie chcieli kusić losu i nie opuszczali pokoju hotelowego. Zaczęli się źle czuć. "Stan podgorączkowy, bóle głowy, katar" - wylicza lider zespołu. "Wśród nas zapanowała psychoza. Po każdym kichnięciu zastanawiamy się, czy już mamy świńską grypę" - dodaje inny muzyk Leszek Wiśniowski. "Mieliśmy w pokoju telewizor tylko z jednym kanałem, a tam non stop mówią o kolejnych ofiarach choroby. Nawet zdrowy człowiek zacząłby szukać objawów u siebie" - mówi.

>>>Trzy osoby z podejrzeniem świńskiej grypy

Ustaliliśmy, że Polacy kontaktowali się z ambasadą w niedzielę, a więc w dniu, kiedy już cały świat wiedział, że w Meksyku panuje epidemia świńskiej grypy. Jednak nie prosili o pomoc lekarską. Czy ambasada zawiadomiła MSZ, że Polacy wracają do kraju? "Nie mamy takiego obowiązku. Nie możemy śledzić wszystkich naszych obywateli ani szczególnie wyróżniać jednej grupy" - ucina radca polskiej ambasady Piotr Pniejnia-Olszyński. Dlaczego nie wysłał do muzyków lekarza, który mógłby stwierdzić, czy są zarażeni, czy nie? "Skoro sami zainteresowani nie wystąpili o pomoc, to ambasada nie ma takich możliwości" - dodaje.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych o powrocie Polaków z Meksyku dowiedziało się więc dopiero od DZIENNIKA. Resort nie przejął się jednak ewentualnością, że muzycy mogą przywieźć do kraju wirusa. "Liczenie i rejestrowanie Polaków za granicą to praktyka rodem z PRL. Oczywiście staramy się dotrzeć do wszystkich z informacją o epidemii, np. publikujemy informacje na witrynach internetowych" - mówi nam Piotr Paszkowski, rzecznik resortu.

Muzycy poinformowali nas, że na lotnisku w Meksyku nikt ich nie przebadał. Faktycznie - jak sprawdziliśmy, Meksykanie nie kontrolują odlatujących pasażerów pod kątem grypy. Wręczają im jedynie ulotki z informacjami o chorobie. Pasażerowie wypełniają też ankiety o swym stanie zdrowia.

>>>Wirus świńskiej grypy już w Polsce?

Reklama

Pierwszy kontakt z lekarzem Polacy mogą mieć więc dopiero dziś w Madrycie, gdzie przesiadają się do samolotu do Krakowa. W Hiszpanii będą musieli wypełnić szczegółowy formularz, w którym zostawią dane osobowe i namiary na siebie. Zbada ich także lotniskowy lekarz. Gdy wykryje jakiekolwiek symptomy grypy, nie polecą dalej, natychmiast będą skierowani do hiszpańskiego szpitala - dowiedzieliśmy się na madryckim lotnisku Barajas.

Zapytaliśmy, czy służby na lotnisku w Balicach są tak dokładne jak te w Hiszpanii. "Wiemy, że do Krakowa przyleci samolot z Madrytu. W Balicach mamy izolatkę i lekarza" - relacjonuje rzeczniczka wojewody małopolskiego Małgorzata Woźniak. Straż graniczna w Balicach zapewnia, że monitoruje listę lotów i wyłapuje samoloty, które na pokładzie mają pasażerów z Meksyku.

Jednak jak ustaliliśmy, nie wszyscy podróżni są badani przez lekarza. "Osoby, które czują się chore, same powinny się zgłosić na badania. Nikogo nie można do tego zmusić" - rozkłada ręce rzeczniczka. Tak samo odpowiadali nam strażnicy graniczni i lekarze. Dopiero po serii naszych pytań Główny Inspektorat Sanitarny zapowiedział, że muzycy zostaną poproszeni o stawienie się u lotniskowego lekarza. "Stanie się to jeszcze w samolocie" - zapowiada Jan Bondar, rzecznik GIS.

Czy gdyby DZIENNIK nie poruszył sprawy, osoby z grupy ryzyka wyszłyby z lotniska bez badań? Major SG Marek Jarosiński z Karpackiego Oddziału Straży Granicznej, któremu podlegają Balice, zapewnia, że objawów grypy u pasażerów szukają funkcjonariusze. "Zakładamy zresztą, że ludzie sami zgłoszą zachorowanie. Jeśli nie, mamy pełną listę pasażerów. Jeśli u któregoś wystąpią objawy po opuszczeniu lotniska, a my się o tym dowiemy, możemy natychmiast dotrzeć do wszystkich, którzy byli na pokładzie, i zaprosić ich na kwarantannę" - dodaje Jarosiński.

"Objawy grypy świńskiej są niemal identyczne z objawami zwykłej grypy, dlatego tak ważne w takiej sytuacji jest przeprowadzenie wywiadu. Do badania takich osób zakładam ochronny ubiór i przeprowadzam je w odizolowanym pomieszczeniu" - mówi nam Lucjan Goraj, dyżurny lekarz na lotnisku Balice.

Jeśli badanie wykaże, że pasażer może mieć grypę, trafi do szpitala zakaźnego. Według naszych informacji chorzy z Krakowa najprawdopodobniej umieszczeni będą w uniwersyteckim szpitalu przy ul. Kopernika. "Mamy przygotowanych ponad 40 łóżek" - zapewnia rzeczniczka placówki Anna Niedźwiedzka.

Jutro do Polski z Meksyku przylecą też dwie inne grupy Polaków. Jedna przez Zurych, inna przez Duesseldorf. Oba samoloty w drodze do Krakowa będą miały międzylądowanie w Warszawie. Straż graniczna razem z sanepidem zapewnia, że sprawdzi, czy i te osoby mają objawy podobne do grypy.