ur. 1939
Ten najznakomitszy z żyjących poetów języka angielskiego jest znany w Polsce głównie dzięki przekładom Stanisława Barańczaka. Urodził się w gospodarstwie wiejskim swoich rodziców w północnoirlandzkim okręgu Derry w roku 1939 w rodzinie katolickiej, pogardzanej przez protestancką większość. Jego poetycki debiut w maju 1966 roku "Death of a Naturalist" został przyjęty niezwykle entuzjastycznie zarówno przez angielskich, jak i irlandzkich krytyków. Wydając niezbyt wiele, za to świetnych tomików poetyckich, otrzymał Heaney w roku 1995 literacką Nagrodę Nobla, co zostało życzliwie powitane przez innych noblistów, w tym Czesława Miłosza. Losy Irlandii okupowanej przez Anglików w ciągu wielu stuleci zbliżyły na pewno Heaneya do twórczości poetów polskich i osobistej z nimi przyjaźni. Dowodem na to mogą być wiersze poety napisane po śmierci Herberta i Miłosza. Lecz najtrwalszym pomnikiem tej przyjaźni jest wspaniały przekład "Trenów" Kochanowskiego dokonany wspólnie przez Barańczaka i Heaneya.
p
Wychowanek
"Soczysta zieloność - wychowanka wody"
Kochałem w szkole, obrazu tego soczystą zieloność -
Na horyzoncie skrzydła wiatraków i żagle
Na wietrze. A sylwetki młynów nieruchome,
Odzwierciedleniem w wodzie potwierdzały swą obecność.
Odkąd pamiętam zawsze chciałem poznać
Istotę hydrauliki tej krainy -
Słów glar i glit i rozlewnego dailigone*.
Niderlandy mego umysłu. Nadzieje mgliste, zamulone.
Ciężar istnienia. I poezja zbyt powolna
Dla wydarzeń na tym depresyjnym lądzie -
Oraz ja, który czekałem lat blisko pięćdziesiąt,
Aby dać wiarę cudom: jak to drzewko-zegar, z blaszanych puszek,
Dzieło druciarzy. Ileż wody przez palce przeciekło,
Gdy czekałem - na tę jasność powietrza i blask czasu, i serca lekkość.
* "Słów glar i glit i rozlewnego dailigone": w dialekcie ulsterskim - błoto, szlam, zmierzch (na podstawie objaśnienia Stanisława Barańczaka w: Seamus Heaney, "44 wiersze", Znak, Kraków 1994).
Latarenka głogu
Zimowy głóg goreje w śnieżnej porze roku -
Jabłuszko cierni, skromne światło skromnych ludzi,
od których żąda tylko, aby nie zgasł knot
poczucia ich własnej godności
- lecz nie musi ich oślepiać swą iluminacją.
Ale czasem, gdy mróz twój oddech zamienia w pióropusz,
przybiera on sylwetkę wędrującą Diogenesa -
który z latarnią szuka, choć jednego prawego człowieka;
i jesteś oceniany zza owocu głogu,
który podnosi na gałązce do poziomu swoich oczu,
a ty wzdragasz się gdy ta więź miąższu i pestki ze stali,
to ukłucie i krwi pobranie, które chciałbyś aby oczyściło ciebie,
ta kłująca dojrzałość - uważnie penetruje, i rusza
dalej.
przeł. Krzysztof Boczkowski