Jak dowiedział się dziennik.pl, Ministerstwo Edukacji przeprowadzi jeszcze w tym roku badania, dotyczące przemocy w szkole. Wnioski mają pomóc zatrzymać rosnącą spiralę agresji.
Bo znęcanie się nad pierwszoklasistami stało się powszechne. 3 września 2005 roku 13-latek miał zacząć naukę w warszawskim gimnazjum. Ale wylądował w szpitalu. Pobili go starsi koledzy - w ramach otrzęsin. 4 września 2006 miał być pierwszym dniem szkoły dla 13-latka z Uchowa (Białostocczyzna). I był, choć do gimnazjum dojechał ciężko pobity przez starszych gimnazjalistów.
Takie przykłady można mnożyć. Fala, kiedyś spotykana tylko w wojsku, na dobre zadomowiła się w gimnazjach. Wszystkich - rejonowych i renomowanych, wiejskich i miejskich. Dlaczego akurat tam? Powodów jest kilka.
Po pierwsze w jednym miejscu zebrano młodzież, która właśnie zaczyna dorastać i musi zostać doceniona. A dokopanie słabszemu i pokazanie swojej siły jest świetnym sposobem. Po drugie ofiary milczą - nikt nie wie o ich problemach. W kuratorium w Łodzi w ciągu ostatnich kilku lat tylko dwie osoby zgłosiły problemy z przemocą w szkole! Dlaczego? Bo ofiary się boją, że znowu dostaną, jeśli ktoś się dowie. Bandyci czują się bezkarni. I koło się zamyka.
Czy da się przerwać rosnącą przemoc? Tak, pod warunkiem, że pracę z dziećmi zacznie się już w szkole podstawowej. Według badań w jednej z podstawówek na warszawskiej Pradze, agresja i przemoc pojawiają się już w najmłodszych klasach. Choć tam kończy się tylko na agresji słownej. Ale jeśli nic się z tym nie robi, to pobicia w gimnazjum są już tylko konsekwencją.