Nie masz kasy przy sobie, a jesteś chory? To radź sobie sam, bo żaden lekarz nie kiwnie nawet palcem, by Ci pomóc! Tak może być już od stycznia. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy już przygotowuje się do strajku, który ma się rozpocząć w Nowy Rok. Wydał nawet kilka uchwał, w których zobowiązuje szpitale i przychodnie do podjęcia protestu.
Chodzi oczywiście o pieniądze. Lekarze domagają się od rządu podwyżek pensji. Chcą, by były one uzależnione od tzw. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, które co miesiąc ogłasza GUS (dziś to ok. 2,5 tys. zł brutto). Wtedy zarobki doktorów na państwowych posadach wzrosłyby prawie dwukrotnie - do 3-5 tys. zł na rękę.
Dlatego jeśli kasy nie dostaną, zwolnią się wszyscy naraz, założą firmy i świadczyć będą swe usługi jako prywatni przedsiębiorcy. Wtedy nawet za założenie bandaża będziemy musieli im zapłacić, choć z opłacania składek do NFZ nikt ani myśli nas zwolnić.
"Do strajku przystąpią jednocześnie wszystkie państwowe placówki. Cennika usług jeszcze nie opracowaliśmy" - mówi Zdzisław Szramik z OZZL.
Lekarze obiecują, że pieniądze, które zapłacimy im z własnych kieszeni, zwróci nam NFZ, ale to oznacza stanie w gigantycznych kolejkach do kas. Który chory to wytrzyma?