Sympatyczna i ładna pani kapitan, którą pokazywały wszystkie telewizje jako sprawczynię kompromitującej lotniczej pomyłki, była tylko drugim pilotem tureckiego boeinga 737. To mężczyzna dowodził samolotem, i to on odpowiadał za pomyłkowe lądowanie na wojskowych Krzesinach, zamiast na pobliskiej cywilnej Ławicy.

Kapitan znał dobrze angielski, kontrolerzy lotów podali mu poprawne namiary, nie było też żadnych problemów technicznych. Pilot zrobił błąd i sam wybrał nie ten pas, co trzeba.

A że przy okazji postawił w stan gotowości połowę naszego wojska, to już drobiazg. Cywilny samolot potraktowano jak wroga. Na pokład wpadli komandosi. Napędzili strachu pasażerom. Gdy w końcu wojskowi uznali, że to nie terroryści, a turyści, pozwolili boeingowi odlecieć na cywilne lotnisko.

Przyczyny pomyłki już znamy, ale pozostaje pytanie, czy wojskowe lotnisko w Krzesinach jest bezpieczne? To przecież na nim niedługo wylądują nasze pierwsze F-16. A skoro mógł tam bezkarnie wylądować ogromny boeing, to tym bardziej mogą się rozbić także terroryści.