Beethovena i Mozarta wyprodukowano w Niemczech. Korzystają z nich nasze służby specjalne i policja. Specjalne serwery u wszystkich krajowych operatorów nagrywają rozmowy, odnotowują niezrealizowane połączenia telefoniczne i korespondencję elektroniczną. Wystarczy jedno nieostrożnie wypowiedziane słowo.

Reklama

Bo system uruchamia się automatycznie na kluczowe słowa, takie jak na przykład "bomba". Wówczas zapisuje wszystko, co usłyszy. A codziennie przeczesuje setki tysięcy rozmów. Dane te tkwią potem na serwerach przez trzy lata.

Sprawa jest legalna, wiedzą o niej nasze władze i prokuratura. A policja, gdy ma zgodę na podsłuch, w każdej chwili może wejść do systemu i podsłuchać rozmowę. To pomaga w śledztwach. "Przykładowo, gdy zostaje porwane dziecko, liczy się każda minuta" - tłumaczą policjanci. Podobnie z systemu korzysta UOP i kontrwywiad wojskowy. Dostęp do niego ma również GROM. Kilka lat temu ówczesny koordynator służb specjalnych Janusz Pałbicki pruł nawet w nocy palnikiem szafę pancerną jednostki, bo szukał w niej dokumentów, które miały potwierdzić jego podejrzenia, że GROM podsłuchiwał polityków.

System działa od trzech lat. Kiedy go kupiono, poseł SLD Bogdan Lewandowski pytał w Sejmie szefa MSWiA: "Panie ministrze, proszę szczerze powiedzieć, skąd się wzięła nazwa Beethoven na określenie urządzenia służącego do podsłuchu. Czy to dlatego, że w kierownictwie UOP są sami melomani?".