Tego środowego poranka na pewno nie zapomnę. Zagonili wszystkich z mojego działu - z nabiału - na zebranie. Kierownik wyjątkowo zdenerwowany, miotał się z kąta w kąt.

"Jestem po rozmowie z dyrektorem i ochroną" - zaczął tonem, który zwiastował gromy. "Kamery od kilku dni bacznie was obserwowały" - ciągnął dalej, by za chwilę oznajmić, że ktoś... podjada ser, podpija jogurt. Nie mogłem uwierzyć, że chodzi o takie drobiazgi. Usłyszeliśmy ostrzeżenie: "Jeśli jeszcze raz zostanie nakryty, to wyprowadzimy go w kajdankach, w eskorcie policji!"

I wszyscy czuli się jak pospolici przestępcy.

"Dziwią się, że ktoś coś skubnie?! Sami zmuszają ludzi do tego, płacąc marne grosze" - szepcze pan Janek z nabiału. "Opowiadają, że ktoś podjada!? A wyrzucają kilogramy jedzenia" - dodaje oburzona pani Stanisława.
Sam nie raz musiałem wyrzucać całe opakowania jajek, choć tylko kilka było uszkodzonych. Do specjalnego pojemnika znosiłem jogurty, sery, mleko i inne artykuły z naszego działu. A wszystko pod okiem ochroniarzy, którzy jak psy ogrodnika pilnowali, by przypadkiem nikt nic nie uszczknął.

Od czasu pamiętnego zebrania stałem się innym człowiekiem, nieufnym, zawsze lekko przestraszonym. Przechodząc obok ochroniarza, pamiętałem, że nie jest on moim kolegą, który mi pomoże w potrzebie, ale klawiszem, który ma mnie traktować jak najbardziej zdegenerowanego przestępcę.

Ochroniarze ani obsługa kamer, które nas obserwowały, nigdy nie zareagowali, widząc pracownicę działu serów słaniającą się ze zmęczenia od ciężaru palet z towarem. Bardzo niechętnie reagowali też, gdy klienci prosili ich o interwencję przed sklepem, gdy pijacy natrętnie żądali od ludzi pieniędzy. Ochrona w "Tesco" wie, że ma jedno zadanie: pilnować pracowników, bo to złodzieje, którzy w każdej chwili mogą ukraść batonika lub kajzerkę.

Praca w "Tesco" jest zorganizowana od kontroli do kontroli. Przy wejściu do sklepu każdy pracownik oddaje do depozytu komórkę... i portfel. Zanim spotka się z kierownikiem, najpierw musi zameldować się ochroniarzom. Potem melduje się jeszcze kilka razy w ciągu dnia. Dlaczego? Bo ochroniarze muszą dokładnie spisać, kto i o której zaczął i skończył przerwę. A potem zaczynają rytuał, od którego zbierało mi się zawsze na wymioty: bezczelne obmacywanie, które oficjalnie nazywają rewizją. Niby mają w ten sposób wykryć, czy ktoś z pracowników czegoś nie wynosi. Rewizje powtarzały się kilka razy dziennie, nawet gdy szedłem na przerwę.

Półgodzinna (ani minuty dłużej!) przerwa przysługuje tylko raz w ciągu dnia. Nie można odpoczywać np. dwa razy po kwadransie. Dlaczego? By ochroniarzom łatwiej było upilnować niewolników! Jeśli po przerwie ktoś poczuje nagłą potrzebę wyjścia do toalety, nie ma najmniejszych szans na litość. Bo gdy przeoczą go strażnicy, na pewno zarejestruje go kamera.














Reklama