Gwałtownie kurczy się grupa pilotów wyselekcjonowanych do latania na samolotach F-16. Po kolei odpadają ze szkolenia. Najpierw Amerykanie zdiagnozowali cukrzycę u majora Krzysztofa Próchniaka, teraz problemy zdrowotne ma sam dowódca eskadry w Krzesinach, płk Rościsław Stepaniuk. Siły Powietrzne szukają pilnie ich następców, ale na razie bez rezultatu.
Płk Stepaniuk, który jako pierwszy zakończył szkolenie instruktorskie w USA, warte prawie trzy miliony dolarów, nie lata. Powodem są problemy zdrowotne: nabawił się anemii i ma nerwicę. Zdaniem pilotów ten oficer - jako pierwszy i najstarszy - miał pewne problemy w czasie szkolenia. Amerykanie uważnie obserwowali, jak szybko robi postępy. Nie byli zbyt zadowoleni, dlatego zdecydowali o wprowadzeniu wstępnych szkoleń na samolotach szkolnych T-38.
Pułkownik ukończył kurs, ale kosztem swojego zdrowia. Psycholog skierował go nawet na konsultację do psychiatry. Jak dowiedział się DZIENNIK w piątek, po urlopie, miał przejść powtórne badania. "Nie odpowiadam za badania lekarskie, stan zdrowia pilota oceni komisja lekarska" - mówi Piotr Łukaszewicz, pełnomocnik ministra MON ds. F-16.
Prawdopodobnie przepadnie trzech innych kursantów, którzy obecnie w Ameryce szkolą się na samolocie T-38. Dwóch spośród nich nie robi postępów, trzeci ma problem z zaliczeniem badań przeciążeniowych na tzw. wirówce.
Jeśli stracimy także tych pilotów, to zamiast 49, którzy mieli być wyszkoleni w USA zostanie nam 44 lotników zdolnych do służby na F-16. Nawet 14 mln dol. może pójść w błoto.
Zgodnie z wymogami NATO do końca 2008 roku powinniśmy statystycznie mieć 1,5 pilota na każdą z 48 maszyn, czyli łącznie 72. Zabraknie nam zatem 28 lotników F-16. Na tym nie koniec. Pozostaje problem ich następców. Siły Powietrzne gorączkowo szukają takich ludzi. Tymczasem, jak się okazuje, lotnicy wcale nie chcą się na F-16 szkolić. "Chłopcy z jednostki w Łasku odmówili. Mają etaty lotnicze i stabilizację. Jak zechcą, to po 15 latach służby odejdą na emeryturę i lepiej zarobią w cywilu" - mówi nam jeden z pilotów.
W tej sytuacji Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych w Dęblinie zaczęła szukać chętnych nawet wśród cywilów poniżej trzydziestki. Liczyły się: wyższe wykształcenie, angielski, dobre zdrowie i sprawność. Atutem było doświadczenie lotnicze. "Dokumenty złożyło 69 osób" - mówi rzecznik uczelni kpt Andrzej Białek. Nie ukrywa, że do egzaminów przystąpiło zaledwie 19 w skali całej Polski. "Większość padła na badaniach lekarskich, inni oblali" - tłumaczą piloci z Dęblina zastrzegający sobie anonimowość. W efekcie zajęcia rozpoczęło na początku roku tylko... 10 osób, w tym dwóch cywilów.
Ostatnią deską ratunku okazały się więc Wojska Lądowe. Ogłoszono nabór wśród pilotów śmigłowców. Zakwalifikowano sześciu, a teraz trwa procedura przenoszenia ich do Sił Powietrznych. Jeśli akcja się nie powiedzie, MON będzie mógł z samolotów F-16 urządzić piękną wystawę.
Cukrzyca, nerwica, brak postępów - z tych powodów lotnictwo traci kolejnych pilotów szkolonych na nowym myśliwcu - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama