"Od dawna oceniałam, że poza zaniedbaniami w szkole istniały zasadnicze zaniedbania w rodzinach. To przecież na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za dziecko, a nade wszystko wychowanie we wrażliwości na innych ludzi" -twierdzi Rzecznik Praw Dziecka Ewa Sowińska. Pani rzecznik dopiero teraz wydała specjalne oświadczenie w tej sprawie, choć biegli psychologowie już cztery dni temu dowodzili przed sądem, że chłopcy zdemoralizowani są do szpiku kości.

Sowińska w swej ocenie poszła krok dalej. Uważa, że młodocianym oprawcom, przez których Ania odebrała sobie życie, o wiele lepiej byłoby w schronisku niż w domach, do których czterech z nich zostało wypuszczonych przez sąd 26 stycznia (Łukasz, uznany za prowodyra tego całego koszmaru wciąż jest w schronisku). Bo przecież dopiero po zamknięciu, odizolowaniu ich do rodziców, zaczęli kruszeć. Dopiero z dala od domów zaczęło do nich docierać, jak straszną krzywdę wyrządzili swej koleżance, jak bestialsko się nad nią znęcali, choć wcześniej twierdzili, że to jedynie były żarty.

Co najgorsze, ich rodzice ze wszystkich sił starali się dowieść przed sądem i dziennikarzami, że... nic a nic się nie stało. Próbowali udowadniać, że Ania popełniła samobójstwo z jakiegoś zupełnie innego powodu. Na pewno nie przez molestowanie przez piątkę oprawców, bo przecież, ich zdaniem, były to jedynie żarty, takie końskie zaloty - oburza się rzecznik.

"Wobec powyższego mam uzasadnione wątpliwości co do możliwości resocjalizacji tych chłopców. Obym się myliła" - mówi Sowińska.