Historia Pani Alodii Witaszek to najlepsze świadectwo tamtych ponurych czasów. Jej rodzice działali w podziemiu, za co trafili do obozów koncentracyjnych. Dzieci, w tym pani Alodia, trafiły do krewnych. Ale w tym samym czasie niemiecka instytucja o nazwie Lebensborn poszukiwała gorączkowo dzieci do aryjskiej adopcji. Mała Alodia trafiła najpierw do obozu koncentracyjnego, gdzie po selekcji SS-mani uznali, że nadaje się na aryjkę.

W sierocińcu biciem zakazywano jej mówić po polsku. Nadano jej nową tożsamość. Odtąd miała się nazywać Alice Wittke. Po krótkim narodowo-socjalistycznym szkoleniu oddano dziecko państwu Dahl z miejscowości Stendal. Adopcyjna matka Luise Dahl cieszyła się, że ma córkę. Była samotna, bo jej mąż służył jako oficer Wehrmachtu we Francji.

Pani Alodia - jako Alice - mieszkała u państwa Dahl jeszcze przez 4 lata. Ale po wojnie państwo Witaszkowie znaleźli swoje dziecko dzięki staraniom czerwonego krzyża. Zwrócili się o jej oddanie. Luise Dahl odprawiła ją do Polski.

Po ponad 20 latach, w 1969 roku, obie matki - Witaszek i Dahl - spotkały się w Polsce. Pani Alodia doskonale pamięta to wydarzenie. Postanowiła nawet pokazać światu zdjęcia z tamtych historycznych chwil.

Lebensborn był nazistowskim sierocińcem, który - według założeń Hitlera - miał hodować niemiecką rasę nadludzi. Przechowywano tam osierocone dzieci o aryjskich rysach. Zapłodnione przez funkcjonariuszy SS słowianki rodziły w Lebensborn "pół-aryjskich" potomków. Niemiecki trybunał denazyfikacyjny uznał całą działalność Lebensborn za zbrodniczą.