Ze stu podopiecznych w przedszkolu zjawiło się dziś tylko kilkoro dzieci. Tymczasem lekarze twierdzą, że gdyby ktoś zaraził się od chorego dziecka bakteriami wywołującymi sepsę, już dawno miałby jej objawy. I mimo że sanepid dokładnie zdezynfekował przedszkole i uznał je za bezpieczne, rodzice nie chcą do niego posyłać pociech.
Mało tego. Boją się rodzice dzieci z innych przedszkoli na Bielanach. Dyrektorka przedszkola im. Jasia i Małgosi twierdzi, że rodzice wydzwaniali do niej przez cały dzień, by dowiedzieć się, czy można bezpiecznie posyłać dzieci do placówki. "Sanepid twierdzi, że nie ma obaw, ale ludzie się boją. Nic dziwnego. W końcu chodzi o ich dzieci" - powiedziała dziennikowi.pl dyrektorka Katarzyna Pawlik.
Nie wszyscy wierzą w zapewnienia sanepidu. Jeden z ojców, który na co dzień posyła dziecko do "Jasia i Małgosi", dziś tego nie zrobił. Zastrzegając, że rozmawia z dziennikiem.pl anonimowo, skarżył się na brak informacji ze strony władz dzielnicy, sanepidu i przedszkola.
"Nikt nie zadzwonił do mnie z przedszkola i nie poinformował o niebezpieczeństwie. O sepsie dowiedziałem się z dziennika.pl" - mówi nasz rozmówca. "Nikt nie był w stanie powiedzieć, gdzie mam się zgłosić, gdy dziecko zacznie chorować. Nie wiem, jakie leki podawać i czy trzeba za nie w przychodni płacić" - skarży się ojciec.
Jeśli wystąpią objawy choroby, trzeba zgłosić się do najbliższej przychodni. Do objawów należy m.in. gorączka krwotoczna, wysypka i bóle brzucha. W przychodni bezpłatnie dostaniemy antybiotyki.
Sanepid twierdzi, że bielańskie dzieci można spokojnie posyłać do przedszkoli. Chore dziecko jest izolowane. Pozostali podopieczni z "Misia Uszatka" zostali zaszczepieni i nic nie wskazuje na to, by byli chorzy. Wszystkie pomieszczenia przedszkola są od wczoraj dezynfekowane.
Dyrektorka placówki Anna Lipińska mówi, że również wcześniej były odkażane. "Odkąd tylko dowiedzieliśmy się od rodziców chłopca, że jest chory, rozpoczęliśmy akcję dezynfekowania" - twierdzi Lipińska.