Dr Piotr Orlicz opuścił warszawski szpital na Banacha w czwartek rano. W ubiegłym tygodniu, anestezjolog został zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w domu dr Ryszarda G. Według CBA późnym wieczorem w środę 30 maja miał się tam odbyć zabieg usunięcia ciąży 29-letniej Irlandki. Początkowo prokuratorzy i funkcjonariusze CBA zapewniali, że doktorowi Orliczowi zostaną postawione zarzuty udziału w nielegalnej aborcji. W ostatnich dniach jednak zaczęli wycofywać się z radykalnych ocen.

"Doktor Orlicz jest gotów stawić się na każde wezwanie prokuratury" - zapewnił DZIENNIK jego adwokat Bartłomiej Jankowski z kancelarii CMS Cameron McKenna. "Jedyny kontakt z CBA mieliśmy w środę. Mój klient został poinformowany, że może odebrać swój samochód z parkingu Biura" - dodaje Jankowski.

Na temat tego śledztwa oficjalnie prokuratura nie udziela żadnych informacji. "Żadnych komentarzy" - ucina rozmowę prokurator Katarzyna Szeska, rzeczniczka warszawskiej prokuratury okręgowej.

Jednak DZIENNIK nieoficjalnie dowiedział się, że prokuratorzy prowadzący śledztwo cały czas zastanawiają się, co zrobić z doktorem Orliczem. Jak tłumaczą - do tej pory nie udało im się zgromadzić dowodów przesądzających o winie anestezjologa, które następnie będą w stanie obronić przed sądem. Punktem zaczepienia - według nieoficjalnych informacji - mają być zeznania ginekologa Ryszarda G., który przyznał, że Orlicz przedtem pomagał mu w przeprowadzaniu aborcji.

"Nie asystowałem mu przy żadnym tego typu zabiegu" - twierdzi Piotr Orlicz.



Rozmowa z anestezjologiem Piotrem Orliczem

Tomasz Butkiewicz: Jak wyglądały wydarzenia z ubiegłej środy?
Piotr Orlicz: Doktor G. kontaktował się ze mną wielokrotnie. Zależało mu na tym, żebym skonsultował pacjentkę z Irlandii. Za każdym razem odmawiałem. G. przedstawiał mi, że to sprawa prestiżowa, taka między mężczyznami, gardłowa. Był moim starym przyjacielem. Dlatego zdecydowałem się mu pomóc, choć wiedziałem, że nie należy tego robić. Nie odmawiam starym kolegom.

Długo pana namawiał?
Pierwsza rozmowa była ze dwa tygodnie temu. W ostatnim czasie odbierałem od niego dwa, trzy telefony dziennie.

Domyślał się pan, o co chodzi?
Wiedziałem tylko, że to coś nietypowego.

W jaki sposób dr G. wyrażał się o tym zabiegu?
Ogólnie, że chodzi o jakiś zabieg. Ostatnią rozmowę sprowokowałem sam. W środę między 10 a 11 zadzwoniłem do niego i zapytałem, czy to wszystko jest "lege artis". On odparł, że tak. To mi wystarczyło.

Czy dr G. od dwóch tygodni mówił, że pacjentka będzie potrzebowała konsultacji w ten konkretny dzień?
Nie. Termin został ustalony chyba w przeddzień.

Czy podczas tej rozmowy albo wcześniejszych padło słowo: aborcja?

Nie.

Czy doktor G. kusił pana pieniędzmi?
Nie było mowy o pieniądzach.

Jest pana znanym lekarzem, a dr G. nie miał najlepszej renomy. Czemu pan mu pomagał?
Pracowałem z nim lata temu na Ursynowie, a znamy się z Wojskowej Akademii Medycznej. Spotykaliśmy się także na gruncie pozazawodowym. Zrozumiałem, że facet potrzebuje pomocy. Wychowałem się na Czerniakowie - jak Grzesiuk, którego tutaj czytam. Tu obowiązywały pewne zasady.

To dr G. wyznaczył godzinę, o której ma pan przyjechać?
Tak. To się zbiegło z porodem moich wnuczków. Gdybym nie miał zasad, to bym nie pojechał do niego, a do wnucząt.

W rozmowach pojawiła się pacjentka z Irlandii?
Tak, była mowa o Irlandce.

Nie dziwiło to pana, dlaczego Irlandka przyjeżdża do Polski?

Tak, dziwiło. Znam język angielski, nie mam problemów z porozumieniem się.

Czy był taki argument: Znasz angielski, to pomożesz?
Tak.

O której pan się pojawił w tym domu?
O dwudziestej.

Co pan miał ze sobą?
Torbę lekarską z lekami do znieczulenia pacjenta i do reanimacji. Noszę ją zawsze przy sobie.

Narzędzia?
Żadnych narzędzi chirurgicznych, ginekologicznych. Tylko sprzęt anestezjologiczny.

Wszedł pan do doktora G. i co działo się dalej?
Po wejściu do domu spotkałem się z G. w gabinecie. Pacjentki nie było.

Podobno gabinet był w kiepskim stanie, G. ma stary sprzęt, tak utrzymuje CBA.
Gabinet był porządny. Sprzęt był sprawny i czysty.

Kiedy pan zrozumiał, że chodzi o aborcję?
Dr G. pokazał mi wydruk USG i wtedy od razu zorientowałem się, że chodzi o aborcję, przy której nie chciałem udzielać konsultacji. Nie chciałem brać w tym udziału, poszedłem na górę. Po pewnym czasie usłyszałem trzask łamanych drzwi. To było CBA.

Jak pana potraktowano?

Choć nie stawiałem oporu, wyprowadzili mnie silnym chwytem pod rękę. Wtedy zobaczyłem dwie osoby w poczekalni. Jedna z nich była kobietą. Na ulicy zostałem skuty.

Jak wyglądała akcja?

Jak zmasowany atak. Mnóstwo samochodów i funkcjonariuszy. Próbowałem się uspokoić, ale to nic nie dawało. Mam chorobę wieńcową, zgłosiłem to, ale to zostało zbagatelizowane.

Potem przeszukali pana citroena?
Tak. Znaleziono tam leki anestezjologiczne. Mam prawo je mieć. Podpisałem protokół i cały czas mówiłem o bólu za mostkiem. Trwało to około dwóch godzin. Do centrali CBA dotarłem około 23. Wezwano pogotowie. Moim zdaniem lekarz, który mnie badał, uratował mi życie i jestem mu za to wdzięczny. Stwierdził stan przedzawałowy. Mimo to na wyjazd do szpitala musiałem czekać aż 40 minut.

Nie ucieka pan w chorobę przed przesłuchaniem?
Jestem gotów na każde wezwanie prokuratury.

Ginekolog G. to pana dobry kolega?

To był mój kolega po fachu.

Zdziwiłby się pan, gdyby G. złożył zeznania, które by pana obciążały?
Niczemu się nie zdziwię. Mam do niego wielki żal, mimo wszystko nie wierzę, by mógł powiedzieć nieprawdę.

Czy kiedyś wcześnie współpracował pan z nim?
Tak.

Także w gabinecie na Bemowie?
Byłem tam kilka razy, włączając w to wizyty towarzyskie.

Chodziło o aborcję?
Nie, nigdy nie asystowałem G. przy takim zabiegu.

Skąd CBA dowiedziało się o tym, że w domu G. coś się będzie działo?
Myślę, że mam podsłuch na telefonie. Zakładam to, ale jestem pewny, że moje rozmowy telefoniczne nie mają wpływu na moją sytuację prawną.

Co ma do pana CBA?
Wiem, że badają sprawy związane z działalnością szpitala MSWiA. Odbyłem jedną rozmowę towarzyską w CBA. Pytano mnie o procedury diagnostyki pacjentów z podejrzeniem śmierci mózgu. Wszystko to jest w internecie.