Zenon Milan z kolegami odmierza trzynaście kroków od wielkiego dębu i w ruch idą kilof, ostry szpadel i łopaty. Zagłębiają się na metr, półtora i... nic. Ale ich oczy świecą, jakby mieli gorączkę. Bo mają gorączkę złota. Wszyscy na Pomorzu ryją w ziemi. Szukają skarbu z bursztynowego skoku stulecia wartego ponad milion złotych - donosi "Fakt".

Reklama

Taka gorączka trwa na Pomorzu Zachodnim od kilku dni. Każdy wierzy, że to on znajdzie fortunę.

Wszystko zaczęło się ponad rok temu, gdy banda Jerzego K. ze Szczecina napadła i ograbiła pod Lublinem jednego z najbardziej znanych kolekcjonerów i handlarzy bursztynu w Polsce. Zbiry wtargnęły wieczorem do jego domu, skrępowały domowników i wyniosły ponad 300 kg nieoszlifowanego bursztynu, złoto, biżuterię i dolary. Najcenniejsze były dwie bryły bursztynu ważące 5 i 8 kg.

Handlarz wycenił straty na ponad 2 mln zł. Policjanci stworzyli grupę śledczą, która po kilku miesiącach trafiła na trop szajki. Zatrzymano szefa, ale... łup zniknął. Bandyci część skarbu ukryli. Policjanci dotarli do dwóch skrytek dzięki odnalezieniu tajnych map herszta bandy. Na wsi pod Kielcami w oborze odnaleziono kilkadziesiąt kilogramów bursztynu, a w Dąbiu pod Szczecinem czeki warte prawie 90 tys. zł.

Reklama

Nigdzie nie było jednak największej bryły jantaru wartej 1 mln zł. Wiadomo tylko, że została ukryta w skrzyni w lasach koło Stępnicy albo Wielgowa. Gdy wieść o tym dotarła do ludzi, dosłownie się zagotowało. W lasy ruszyli poszukiwacze skarbów. Jedni kopią koło miejsca znalezienia przez policję paczki z czekami, inni - w lasach koło Wielgowa, gdzie mieszkał herszt bandy - pisze "Fakt".

Zenon Milan, który kopie wraz z kolegami, wierzy, że jest na tropie znaleziska. "Jeden z moich dawnych przyjaciół znał dobrze Jarka, który był głównym organizatorem skoku" - szepcze. "I wiem, że skarb jest 13 kroków od dębu. My wiemy, gdzie szukać..." - mówi "Faktowi".

Policjanci przypominają, że skarb ma właściciela i każdy kto go znajdzie i zatrzyma, wejdzie w konflikt z prawem. Ale kto o tym pamięta, gdy w grę wchodzi milion złotych? - pyta "Fakt".