Troje 20-latków - Anna P., Jakub M. i Jakub S. - zamarzło pod śniegiem w temperaturze minus 20 stopni. Przez 48 godzin nie mieli też co jeść. Ich ciała Polaków znaleziono w głębokiej na pół metra jamie, jaką wykopali sobie w twardym gruncie lodowca, aby skryć się przed śnieżną nawałnicą. Prędkość wiatru na tej wysokości wynosiła ponad 100 km/h.
Akcja była bardzo trudna. Helikopter nie mógł wystartować, bo Alpy tonęły w gęstej mgle. Ratownicy mozolnie, krok za krokiem, wspinali się na lodowiec Bionassay. Musieli wejść na wysokość 3600 metrów nad poziomem morza, gdzie wczoraj trójkę alpinistów przysypała lawina.
Przez długi czas była nadzieja, że wszystko skończy się dobrze. Policja nawiązała nawet kontakt z zasypanymi. Wtedy jeszcze wszyscy żyli. Jedna kobieta była ranna w nogę.
We wtorek w południe w góry wyruszyło pięcioro polskich alpinistów. Chcieli zdobyć najwyższy szczyt w Europie. Kiedy zaskoczyła ich nawałnica śnieżna i wiatr o prędkości 100 kilometrów na godzinę, postanowili zawrócić. I właśnie wtedy, w okolicy Aiguille di Bionassay, spadła na nich lawina, która zniosła ich 300 metrów w dół. Dwóm wspinaczom udało się szczęśliwie dotrzeć do schroniska. Tam zaalarmowali ratowników.