Od ponad dwóch lat wrocławska delegatura Centralnego Biura Antykorupcyjnego prowadzi ściśle tajną i wielowątkową operację „Yeti”. Pojawiły się w niej nazwiska Ryszarda Sobiesiaka i pracujących dla niego prawników. Ale w tej sprawie nie było jeszcze mowy o hazardzie, lecz o zaangażowaniu prawników z Dolnego Śląska w korupcyjne zachowania w wymiarze sprawiedliwości. Kiedy w maju tego roku ujawnialiśmy, że toczy się śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję sięgającą Sądu Najwyższego, nie znaliśmy jeszcze jego szczegółów. Dziś możemy opowiedzieć, jak się ta sprawa zaczęła. Na trop naprowadził nas nieoczekiwanie mec. Ryszard Bedryj, adwokat ze znanej wrocławskiej kancelarii Preotor, pełnomocnik Ryszarda Sobiesiaka.

Reklama

Klan Sobiesiaków

Sobiesiak, jeden z późniejszych bohaterów afery hazardowej, ma przyrodniego brata, niejakiego Józefa Matkowskiego, tak samo jak on zajmującego się biznesem hotelarskim i hazardowym. Przez wiele lat byli nierozłączni i razem prowadzili interesy. Aż wreszcie w 2005 r. pokłócili się o pieniądze ze sprzedaży gruntów na Bielanach Wrocławskich (to wieś pod Wrocławiem z osiedlami nowobogackich).

Prawdopodobnie wyglądało to w ten sposób, że spółka, w której udziały mieli brat Sobiesiaka i jego przyjaciel, były piłkarz Józef Kwiatkowski, kupiła grunt, a potem korzystnie sprzedała za blisko 20 mln zł. Jako że Sobiesiak wyłożył część pieniędzy na interes, domagał się udziału w zysku. Aby dostać pieniądze z podziału, sprzymierzył się z Kwiatkowskim przeciw swojemu bratu. Sprawa trafiła do sądu. Józef Matkowski ją przegrał, ale nie rezygnował i złożył kasację do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Jednak i tutaj nic nie wskórał.

Reklama

– Moi klienci wielokrotnie rozmawiali ze sobą przez telefon o tej sprawie – opowiada nam mecenas Ryszard Bedryj, który przez wiele lat reprezentował Ryszarda Sobiesiaka. I dodaje, że się domyśla, iż w tych rozmowach pojawiły się sformułowania i oceny na temat pracy sądu, z których CBA mogło wywnioskować, że ktoś kogoś tutaj korumpował. – Nie było żadnej korupcji. Wystarczy sprawdzić akta sądowe – mówi nam adwokat.

>>>Czytaj dalej>>>



Reklama

Sprawie nadano kryptonim „Yeti”, a mecenas Sobiesiaka znalazł się w kręgu zainteresowania biura, które założyło mu podsłuch mniej więcej w połowie 2007 r. – Uważam, że byłem nielegalnie podsłuchiwany – mówi w rozmowie z „DGP” Bedryj, który właśnie poskarżył się na CBA do warszawskiej prokuratury. Został przesłuchany jako świadek.

Adwokat Sobiesiaka oskarża CBA o nielegalne działania. Nie chodzi mu tylko o śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję w SN, ale o wszystkie podsłuchy założone także w wątku afery hazardowej. – To nawet nie ja zawiadomiłem prokuraturę, ale Okręgowa Rada Adwokacka w Wałbrzychu, do której należę. Nie dość, że mnie podsłuchiwali, to jeszcze potem te podsłuchane rozmowy z moimi klientami zostały ujawnione w gazetach, a także w trakcie posiedzeń hazardowej komisji śledczej – uważa adwokat Sobiesiaka.

Narodziny "Black Jacka"

Okazuje się bowiem, że podsłuchując rozmowy Sobiesiaka z różnymi osobami, funkcjonariusze CBA natrafili na jego niesławną rozmowę ze Zbigniewem Chlebowskim. „Na 90 procent, Rysiu, że załatwię. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem” – mówił w sierpniu 2008 roku Chlebowski Sobiesiakowi. Wtedy z operacji „Yeti” wydzielono odrębny wątek – „Blackjack” – który dał początek aferze hazardowej.

W sprawie rzekomo nielegalnego podsłuchiwania mecenasa Bedryja warszawska prokuratura prowadzi czynności sprawdzające. – Wszystko objęte jest tajemnicą – mówi „DGP” Monika Lewandowska, rzecznik stołecznej prokuratury. CBA zaś nie komentuje oskarżeń mecenasa.

Jak dowiaduje się „DGP”, komisja w sprawie afery hazardowej wznawia prace zaraz po drugiej turze wyborów prezydenckich. Jeśli chodzi o śledztwo w sprawie korupcji w SN – utknęło ono w martwym punkcie.