Na konferencji prasowej w Warszawie Kaczyński przekonywał, że ostatnie wypowiedzi na temat katastrofy - m.in. jego mocny wywiad dla "Gazety Polskiej - "to nie jest żadna nowa strategia, to jest imperatyw moralny". "Mam moralny obowiązek zajmować się tą sprawą, dlatego że dotyczy ona mojego brata, mojej bratowej, moich przyjaciół, a także dziesiątek innych ludzi, których znałem, nie znałem, ale którzy byli moimi rodakami, obywatelami polskimi, którzy zginęli w tej - trzeba to tak powiedzieć - dziwnej katastrofie" - mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Reklama

Jak zaznaczył, "aspekt moralny tego zaangażowania jest aspektem głównym". "Bo są też komentarze o jakiejś zmianie polityki, nowej polityce, nowej strategii. To nie jest żadna nowa strategia, to jest imperatyw moralny" - powiedział Kaczyński. Jak dodał, współczuje temu, kto tego nie rozumie.

"Żaden uczciwy człowiek na moim miejscu nie mógłby tej sprawy zostawić, bo to byłoby zostawienie sprawy najbliższych - naprawdę najbliższych mi ludzi w tym wymiarze rodzinnym, ale także w tym wymiarze przyjacielskim - no i wszystkich pozostałych" - ocenił Kaczyński. Dodał, że byłoby to też "pozostawienie sprawy Polski". Jak mówił, zachowanie polskiego rządu w tej kwestii jest bowiem "w najwyższym stopniu dziwne".

Według Jarosława Kaczyńskiego, prezydent Bronisław Komorowski nie powinien usuwać krzyża, który stoi obecnie przed Pałacem Prezydenckim. "Jeżeli prezydent Komorowski usunie krzyż, który stoi przed Pałacem, to można powiedzieć, że będzie zupełnie jasne kim jest i po której jest stronie w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich powiązań" - powiedział.

Kaczyński podkreślił, że drewniany krzyż jest symbolem, który odnosi się przede wszystkim do poległego prezydenta i jego żony, ale także do wszystkich ofiar katastrofy. "Każdy, kto twierdzi coś innego dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia i to chciałem także bardzo wyraźnie powiedzieć" - oświadczył prezes PiS. Zaznaczył, że krzyż ustawiony przez harcerzy przed Pałacem można przenieść dopiero wtedy, gdy w tym miejscu stanie pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej.



Jarosław Kaczyński przekonywał też, że w każdym demokratycznym kraju każdy, kto w najmniejszym stopniu odpowiadałby za największą tragedię, musiałby zejść ze sceny politycznej. Podkreślił, że wyjaśnienie wszystkich okoliczności związanych z katastrofą prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem jest kwestią "co najmniej moralnej i politycznej odpowiedzialności".

Reklama

"Nie może być tak, że w Polsce demokracja jest po prostu cieniutką, przezroczystą fasadą, za którą kryją się zupełnie inne mechanizmy. W każdym demokratycznym kraju ludzie, którzy choćby po części w niewielkim stopniu odpowiadaliby za największą tragedię po 1945 r. - a PO sama to uchwalała - musieliby zejść ze sceny politycznej" - podkreślił Kaczyński. Zaznaczył, ze ludzie w zachodnich demokracjach muszą schodzić ze sceny politycznej z powodu niewielkich incydentów, za rzeczy, które w porównaniu z katastrofą smoleńską są - jego zdaniem - całkowicie bez żadnego znaczenia.

"Chcemy, aby w Polsce było tak samo" - oświadczył prezes PiS."Chcemy, żeby Polska była dużo bliżej Danii, niż tego miejsca, w którym teraz jest, na różnego rodzaju międzynarodowych listach. Gdzie niestety bardzo nam blisko do różnych krajów trzeciego świata" - mówił Kaczyński.