Aż do Sądu Najwyższego trafiła sprawa oficera z misji w Afganistanie oskarżonego o niezgolenie brody. SN podtrzymał prawomocny wyrok uniewinniający go od zarzutu niewykonania rozkazu. Społeczna szkodliwość tego czynu była zerowa - stwierdził w czwartek SN. "Cała ta sprawa doprowadziła do tego, że młody, wspaniale sprawujący swe obowiązki oficer, który po zakończonej misji powinien być nagradzany, dostaje taką nagrodę, że wszczyna mu się proces, a on sam tkwi w zawieszeniu. To kompletny absurd" - podkreślił sędzia SN Antoni Kapłon.
Podporucznik Krzysztof Ch. ma na swoim koncie misje w Iraku i w Afganistanie. Na tej afgańskiej odbył prawie 300 wyjazdów bojowych. W rzeczywistości dowodził dwoma plutonami zmotoryzowanymi na transporterze Rosomak (bo w połowie jego zmiany do kraju wrócił dowódca drugiego plutonu i musiał kierować oboma). Za te działania był niejednokrotnie nagradzany. Jak większość żołnierzy działających poza terenem bazy, zapuścił długą brodę, nie strzygł też włosów na krótko.
"To nam wszystkim ułatwiało życie. Miejscowi, ludność muzułmańska, poważnie traktują mężczyznę z brodą, bo to jeden z atrybutów męskości. Poza tym, dzięki zarostowi niektórzy żołnierze chronią swój wizerunek. Miałem brodę w Iraku, miałem i tym razem. Dowódca obiecał mi, że będę mógł się ogolić po powrocie do kraju" - opowiadał dziennikarzowi PAP oskarżony porucznik, w czwartek w Sądzie Najwyższym starannie ogolony. Gdy jego zmiana dobiegała końca i z kraju do Afganistanu przyjechała już kolejna ekipa, porucznik Ch. został przerzucony do bazy Alfa w Ghazni, skąd miał wracać do kraju.
Kłopoty znakomicie dotąd ocenianego oficera zaczęły się 2 maja 2009 r., gdy przełożony polecił mu zgolić brodę i przystrzyc włosy. Porucznik brodę skrócił o kilka centymetrów, a włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Przełożony, po dokładnym zmierzeniu długości zarostu uznał, że wydany rozkaz nie został wykonany. Sprawa trafiła do prokuratury wojskowej, która oskarżyła porucznika Ch. o niewykonanie rozkazu, za co grozi kara do 3 lat więzienia.
W grudniu zeszłego roku Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie, a w maju tego roku stołeczny wojskowy sąd okręgowy prawomocnie uniewinniły oficera, uznając, że polecenie ogolenia się w istocie nie było rozkazem, więc nie można karać za jego niewykonanie.
Z uniewinnieniem nie pogodziła się prokuratura wojskowa i skierowała kasację do Sądu Najwyższego. Prokurator płk Wojciech Marcinkowski wniósł o uchylenie wyroku uniewinniającego i ponowne rozpoznanie sprawy. Prokuratura kwestionowała przede wszystkim ustalenie sądu, że polecenie wydane porucznikowi nie było rozkazem. Jednocześnie płk Marcinkowski przyznawał, że społeczna szkodliwość czynu oskarżonego oscyluje w okolicach "znikomej" - co nakazywałoby umorzenie procesu.
O oddalenie kasacji wnosił sam ppor. Krzysztof Ch. i jego obrońca, mec. Janusz Obara. "Nie każde polecenie służbowe wydane podwładnemu w celu realizacji zadania, może być rozkazem. Jeśli założyć, że ustawodawca jest racjonalny, to czy można uznać za rozkaz polecenie zapięcia guzików munduru? Albo polecenie zjedzenia śniadania, jeśli żołnierz go nie je?" - pytał mec. Obara. Sąd Najwyższy kasację prokuratury oddalił, czego skutkiem jest podtrzymanie wyroku uniewinniającego. Jak powiedział sędzia Kapłon, prokuratura wprawdzie ma rację, że polecenie wydane porucznikowi było rozkazem, ale w istocie jego niewykonanie w ogóle nie było społecznie szkodliwe - stąd utrzymany wyrok uniewinniający.
"W tych niecodziennych okolicznościach sprawy - misja w warunkach wojennych, trudne warunki służby, konieczność upodobnienia się do miejscowych, tolerowana zresztą przez przełożonych wojskowych, trzeba też wziąć pod uwagę znakomite oceny pana porucznika - jeśli się to położy na szali z jednej strony, a z drugiej - niewykonanie rozkazu ogolenia się i to, że ktoś mierzy komuś długość włosów, to jesteśmy na granicy absurdu. Nie ma co w ogóle mówić o społecznej szkodliwości czynu. Z Afganistanu do kraju docierają tragiczne wiadomości o śmierci, o rannych żołnierzach, a tu taka sprawa" - podkreślił sędzia Kapłon.Po werdykcie sądu uśmiechnięty podporucznik szybko opuścił salę rozpraw. "Szkoda, że tak szybko wyszedł, bo bym mu pogratulował" - powiedział dziennikarzowi PAP prokurator.