Prawomocne jest już umorzenie procesu dwóch dziennikarzy, oskarżonych o ujawnienie ponad 10 lat temu tajemnicy państwowej, w tym działalności szpiegowskiej kilku oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych.
W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał taką decyzję, podjętą w czerwcu br. z uwagi na małą "szkodliwość społeczną czynu" przez stołeczny sąd rejonowy.
Poinformował o tym PAP jeden z oskarżonych b. dziennikarzy dawnego dziennika "Życie" - Jarosław Jakimczyk.
Obaj odwoływali się od wyroku I instancji, bo chcieli stwierdzenia, że działali w stanie wyższej konieczności, mając prawdopodobną informację, że doszło do przestępstwa funkcjonariuszy państwowych, którzy chcieli opisywane sprawy "zamieść pod dywan".
Warszawska prokuratura oskarżyła Jakimczyka i Bertolda Kittela, że w 1999 r. ujawnili tajemnicę państwową, opisując zatrzymanie przez UOP trzech oficerów WSI pod zarzutem szpiegostwa na rzecz wschodniego sąsiada (skazanych potem na kary od 4 do 3 lat więzienia i degradacje). "Życie" spekulowało, że polskie służby wiedziały o ich działalności od początku lat 90., ale nie ujawniały jej, bo groziło to dekonspiracją przewerbowanego na stronę polską rosyjskiego agenta ze sprawy "Olina". Nigdy tego nie potwierdzono.
Drugi zarzut dotyczył ujawnienia przez nich sprawy innego oficera WSI, który miał współpracować z wywiadem USA, a został bez procesu wypuszczony z Polski do USA; potem wrócił do kraju. Ostatecznie uniewinnił go w 2007 r. Sąd Najwyższy, uchylając wyrok 2,5 roku więzienia i degradacji oraz nakazując zwolnienie go z więzienia.
Dziennikarzom zarzucono naruszenie art. 265 Kodeksu karnego, który stanowi: "Kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje stanowiące tajemnicę państwową, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Proces przed Sądem Rejonowym dla m.st. Warszawy był tajny z uwagi na ochronę tajemnicy państwowej. Oskarżeni nie przyznawali się do winy. Początkowo sąd umorzył sprawę, uznając, że podmiotem tego przestępstwa może być wyłącznie osoba mająca legalny dostęp do tajemnic, a dziennikarzy ustawa o ochronie informacji niejawnych nie wymienia jako uprawnionych do takiego dostępu. Prokuratura odwołała się jednak do sądu okręgowego, który spytał o sprawę SN.
W marcu 2009 r. trzech sędziów SN uznało, że przestępstwo ujawnienia tajemnicy państwowej mogą popełnić nie tylko urzędnicy zobowiązani do jej ochrony, ale także i dziennikarze, którzy ją publikują. Wcześniej w praktyce organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości dominował pogląd, że za takie przestępstwo odpowiadają tylko urzędnicy, którzy dokonują pierwotnego ujawnienia - bo to oni mają ustawowy obowiązek ochrony tajemnic.
SN uznał, że przestępstwo to "może być popełnione przez każdą osobę odpowiadającą ogólnym cechom podmiotu przestępstwa, która ujawnia informacje stanowiące tajemnicę lub wbrew przepisom ustawy informacje takie wykorzystuje". Według SN, karać za to można zatem nie tylko osobę, która legalnie zapoznała się z tajemnicą (tzw. dysponenta tajemnicy), ale też każdego, kto znając informację będącą tajemnicą, ujawnia ją.
Odpowiedź SN na pytanie prawne wiąże tylko ten sąd, który je zadał; inne sądy mogą, ale nie muszą brać jej pod uwagę. "Nie może być tak, że dziennikarze są karani za wykonywanie swojej pracy i przekazywanie informacji istotnych dla społeczeństwa" - podkreślała w 2009 r. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Prokuratura nie przesądzała, jakie decyzje będzie podejmować w śledztwach o ujawnienie tajemnic państwowych w mediach.