Jak dowiedziała się PAP w biurze prasowym RPP, Kozłowska wystąpiła do dyrektora szpitala z prośbą o wyjaśnienia. W środę po południu na stronie internetowej RPP zamieszczono komunikat, w którym podano, że wstępne informacje uzyskane przez Rzecznika wskazują na to, iż "pacjentka była zabezpieczona przeciwzakrzepowo". "Natomiast przesunięcie terminu wykonania operacji spowodowane było chorobą współistniejącą. Rzecznik Praw Pacjenta wystąpił także do prokuratury z prośbą o poinformowanie o wynikach przeprowadzonego śledztwa" - głosi komunikat.

Reklama

Prokurator Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej potwierdził PAP, że zawiadomienie dotyczące śmierci pacjentki Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus wpłynęło do Prokuratury Warszawa-Ochota.

Kontrolę w szpitalu przeprowadzi także warszawski Narodowy Fundusz Zdrowia. Zastępca dyrektora tego oddziału ds. medycznych Mirosław Jeleniewski powiedział PAP, że wydał już decyzję w tej sprawie. Kontrola ma dotyczyć realizacji kontraktu z Funduszem.

Izabela Wojciechowska (rodzina zgodziła się na upublicznienie nazwiska) trafiła do szpitala przy ul. Lindleya 30 listopada. Wcześniej przewróciła się na chodniku i doznała urazu nogi. Do lecznicy przywiozła ją karetka. Pacjentka zmarła w ubiegły poniedziałek prawdopodobnie z powodu zatoru żylnego. Do tego czasu nie została wykonana konieczna operacja kości podudzia.

Reklama

Znajoma zmarłej powiedziała PAP, że pacjentka przez trzy dni nie otrzymywała leku przeciwzakrzepowego, dostała go na własne żądanie, w jednej dawce. Jak podkreśliła, lekarze informowali, że operacja opóźnia się, gdyż konieczne jest sprowadzenie odpowiednich śrub ortopedycznych. Pacjentka chorowała na reumatoidalne zapalenie stawów (RZS).

Zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa Włodzimierz Wiśniewski podkreślił w środowej rozmowie z PAP, że leczenie kobiety było prowadzone odpowiednio i nie było w nim żadnych nieprawidłowości. "Pacjentka czekała na zabieg operacyjny, otrzymywała leczenie, takie jak powinna dostać. Niestety, doszło do zatrzymania akcji serca w trakcie znieczulania przed operacją" - powiedział Wiśniewski. "Czasowo czekała na zabieg, tak jak się czeka. Nieszczęśliwy wypadek" - dodał.

Pytany o bezpośrednią przyczynę śmierci odpowiedział, że ustali ją sekcja zwłok, ale prawdopodobnie zgon spowodował zator żylny. Wiśniewski podkreślił, że w szpitalu był sprzęt ortopedyczny niezbędny do przeprowadzenia operacji. "A poza tym, jakbyśmy leczyli gipsem, no to co? Jeszcze cięższe przypadki leczymy wyciągiem sześć-osiem tygodni" - mówił.

Reklama

"Bywają przypadki, że czasami coś na zamówienie robimy, wtedy dzień-dwa szukamy. Ale czy to jest przyczyna śmierci, że się szuka materiału? To nie ma żadnego znaczenia" - powiedział. Dodał, że gdyby przypadek złamania był jeszcze bardziej skomplikowany, to operacja w ogóle byłaby niemożliwa. "I wtedy się na wyciągu leży sześć-osiem tygodni. (...) Czas oczekiwania nie ma żadnego wpływu" - zaznaczył zastępca dyrektora.



Wiśniewski powiedział, że pacjentka otrzymywała leki przeciwzakrzepowe, ale w mniejszych dawkach, ponieważ cierpiała na chorobę reumatyczną i miała skłonności do krwawień. "Baliśmy się krwawienia, nie zatoru" - mówił.

Dodał, że w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus zwykle czeka się na operację około tygodnia, a zimą nawet dłużej.

Dzień wcześniej Wiśniewski nie chciał mówić o sprawie śmierci pacjentki. Poinformował jedynie, że prowadzone jest postępowanie wyjaśniające. Podkreślił, że do szczegółów odniesie się po jego zakończeniu. Pytany o to, z jakich powodów kobieta czekała na operację sześć dni, odpowiedział, że istniała konieczność dopasowania odpowiednich śrub i płytek ortopedycznych. Zaznaczył jednocześnie, że operacja nie była pilna.

Sprawą zainteresowało się Ministerstwo Zdrowia. "Wyjaśniamy, jak doszło do tego wypadku, czy podczas leczenia tej pacjentki wystąpiły zaniedbania i nieprawidłowości" - podkreślił we wtorkowej rozmowie z PAP rzecznik resortu Piotr Olechno.

Lekarz rodzinny, który znał zmarłą kobietę, powiedział PAP, że "nic nie wskazywało na to, że w jej przypadku złamanie może skończyć się tak tragicznie". "Podanie leków przeciwzakrzepowych, szczególnie gdy operacja jest odwlekana o kolejne dni, powinno być rutyną. Te leki podaje się właśnie po to, by zminimalizować ryzyko powikłań, jak zator" - zaznaczył.

Specjalista ortopedii i chirurgii urazowej Marek Duszkiewicz podkreślił w rozmowie z PAP, że standardowa operacja ortopedyczna powinna być wykonana jak najszybciej, w ciągu kilku-kilkunastu godzin. "Ale są przypadki, w których wskazane jest, by była ona wykonywana nawet po kilku tygodniach. Pacjent oczekujący na operację powinien być zaopatrzony w leki przeciwzakrzepowe, ale decyzja w tej sprawie podejmowana jest zawsze indywidualnie, w konkretnych przypadkach. Z dawkowaniem leków przeciwzakrzepowych przed operacją nie można przesadzać, ale pacjenci, którzy muszą na nią oczekiwać, powinni dostać przynajmniej małe ilości" - powiedział.

"Pacjent nie powinien oczekiwać na operację z powodu braku sprzętu ortopedycznego. Jeżeli nie ma go w szpitalu, to powinien zostać bardzo szybko sprowadzony albo pacjent musi być przewieziony do innego szpitala" - dodał Duszkiewicz.