"Kiedy byłem prezydentem, do podjęcia decyzji o ułaskawieniu przekonywali mnie przede wszystkim księża" – powiedział TVN24 Wałęsa. "Wtedy tylko do nich miałem zaufanie i tylko na tym się opierałem" – stwierdził. Według niego, to rezultat funkcjonowania w innym ooczeniu, bez służb, na których mógłby się oprzeć. "Sprawdzałem, kto podpisał się pod dokumentami, jeśli było dużo podpisów księży i jeszcze biskup się trafił, to była gwarancja i tym się kierowałem" – podkreślił.

Reklama

Starał się nie popełniać błędów, ale one się przydarzały – przyznaje. Chodzi tu przede wszystkim o znanego gangstera Andrzeja S., pseudonim "Słowik". "Ktoś z biurokratów mi te dokumenty podsunął" – stwierdził. W sumie pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Polski ułaskawił prawie 3500 ludzi. Odmówił ułaskawienia 384 osobom.

Lech Wałęsa podkreślił, że dziś powinny być już znacznie lepsze i skuteczniejsze procedury podejmowania decyzji o ułaskawieniu. "Pomyłki mogą być, ale już nie takie" – mówił. Jego zdaniem, w kancelarii Lecha Kaczyńskiego istniał pewien "układ" – pracownicy kierowali się limitami ułaskawień i starali je "wyrobić", żeby nie stracić posad.