"Oskarżeni nie przyznali się do zarzutów. Utrzymują, że pokrzywdzony złożył obciążające ich zeznania, aby uniknąć zwrotu długu" - powiedział we wtorek PAP prok. Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury. Chodzi o 17 tys. zł, które jeden z oskarżonych, Robert J., miał dać oskarżonemu. Za te pieniądze zajmujący się handlem samochodami mężczyzna miał kupić auto na licytacji komorniczej. Mężczyzna nie kupił auta, a gotówki nie zwrócił bo - jak powiedział - zgubił saszetkę z pieniędzmi i chwilowo nie ma takiej kwoty.
Robert J. z dwoma kompanami pojechał do dłużnika, chcąc nakłonić go do oddania pieniędzy. Wieczorem zaproponowali wspólne wyjście do restauracji, gdzie mieli dalej rozmawiać o terminie zwrotu gotówki. Ale zamiast do lokalu zawieźli mężczyznę do domu jednego z nich w Toszku w powiecie gliwickim. Tam trafił do niewielkiego pomieszczenia pod podłogą.
Za zgodą porywaczy uprowadzony skontaktował się z synami i poprosił, aby zorganizowali pieniądze, bo w przeciwnym razie nie wróci do domu. Syn porwanego powiadomił policję. Mężczyznę uwolnili antyterroryści zaledwie kilka godzin po zgłoszeniu porwania. Nic mu się nie stało, nie miał żadnych widocznych obrażeń. Równocześnie policjanci zatrzymali porywaczy: 39-letniego mieszkańca Krakowa, 54-letniego mieszkańca powiatu łukowskiego oraz 31-letniego mieszkańca powiatu gliwickiego. Całej trójce przedstawiono zarzuty dotyczące wzięcia zakładnika i wymuszania zwrotu wierzytelności. Zostali aresztowani.
Wszyscy oskarżeni byli już wcześniej karani; jeden z nich za zabójstwo, inni m.in. za włamania, rozboje, wymuszenia i inne pospolite przestępstwa.