Spółdzielnia Sampi została założona w celu prowadzenia "pomocniczej działalności finansowej". Jej historię opisała "Gazeta Wyborcza". W świetle dokumentów, do których dotarli dziennikarze dziennika, w 2004 roku zakładało ją 12 osób. Wśród nich były cztery osoby z rodziny Kłosów z miejscowości Skórcz na Pomorzu. Okazuje się jednak, że żadna z wymienionych w dokumentach osób nie pamięta, by je podpisywała. Nasze podpisy są podrobione - zapewniają Andrzej i Bernadetta Kłosowie. To samo mówią rodzice Andrzeja. Możliwość fałszerstwa może dotyczyć jeszcze jednej z "założycielek" - Bożeny R.
Spółdzielnia Sampi oferowała pożyczki na wysoki procent. Na pieniądze mogli rzekomo liczyć nawet bezrobotni - pod warunkiem, że wcześniej wnieśli opłatę manipulacyjną w wysokości 80 zł. Sęk w tym, że obiecane pieniądze nie wpływały na konto, a opłata manipulacyjna przepadała.
Prezesem spółdzielni była Barbara Stefańska, matka Marcina P., który przyjął nazwisko żony, Katarzyny. Sam późniejszy założyciel Amber Gold został wiceprezesem i dyrektorem finansowym. Siedzibą Sampi był pokój w gdańskim mieszkaniu ojca Marcina P.
W 2005 roku w czasie walnego zgromadzenia rodzina Stefańskich pozbyła się z Sampi wszystkich pozostałych członków. Wkrótce potem "z powodu licznych nieporozumień" ze stanowiska prezesa zrezygnowała Barbara Stefańska, a kierowanie spółdzielnią przejął jej syn.
Spółdzielnia nie płaciła rachunków, ale należności były nie do ściągnięcia ze względu na nikły majątek Sampi. Poza tym spółdzielnia nigdy nie złożyła sprawozdania finansowego. Sąd rejestrowy, choć groził jej szefostwu grzywną, postępowania zawsze umarzał.