Zdjęcia zmasakrowanych ciał wciąż są dostępne na rosyjskich, niemieckich i amerykańskich stronach. Do niszowych blogerów dołączają poważne portale informacyjne, które nie mają skrupułów w ich publikowaniu.
ABW, jak sama przyznaje, o sprawie wiedziała już 1 października. Wtedy do rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa trafić miał wniosek z prośbą o pomoc. Biuro prasowe FSB twierdzi jednak, że pismo od ABW wpłynęło dopiero wczoraj.
Kiedy to się faktycznie stało? ABW niechętnie udziela informacji. - Po pierwsze pani nie znam, po drugie ma pani rosyjski akcent. Udzielić informacji mogę dopiero wtedy, gdy mam pewność, że jest pani dziennikarką - oświadczył dziennikarce "DGP" rzecznik prasowy agencji, najwyraźniej lekko zdenerwowany.
Reklama
Władze rosyjskie na mocy nowej ustawy mogą blokować treści w sieci bez decyzji sądu. Gdyby pismo - jak twierdzi ABW - wpłynęło na początku miesiąca, zdjęć powinno już nie być na rosyjskich serwerach. Chyba że Rosjanie nie zamierzali wykazać się dobrą wolą i interweniować w tej sprawie.
Zdjęć nie zablokowali również Niemcy i Amerykanie. Władze tych krajów przekonują, że uniemożliwia im to lokalne prawo. W USA można zamknąć domenę dopiero po tym, jak zostanie udowodnione, że treść publikacji narusza lokalne ustawodawstwo.
Do MSZ został wczoraj wezwany ambasador Rosji w Polsce Aleksiej Aleksiejew. Podsekretarz stanu Jerzy Pomianowski w imieniu rządu RP przekazał dyplomacie wyrazy oburzenia wobec "opublikowania w internecie wykonanych przez funkcjonariuszy rosyjskich drastycznych zdjęć ciał ofiar katastrofy samolotu rządowego w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku". Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej poinformował na swojej stronie, że zdjęcia nie tylko nie pochodzą z materiałów rosyjskiego śledztwa, lecz także nie zostały wykonane przez jego przedstawicieli.