Z radą fundacji pożegnali się także redaktor naczelny tygodnika "Polityka" Jerzy Baczyński, pełnomocnik prezydenta Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi Marcin Wojdat i jeden z dyrektorów PZU Wojciech Wróblewski.

Reklama

Zmiany nastąpiły 3 marca, bez powiadomienia.

- Nie zostałem odwołany, nikt mnie o tym nie poinformował - mówi Dziennik.pl Jerzy Baczyński. I ocenia: - Jestem całą sytuacją zażenowany. Najprostszy komentarz. Rozumem, że kierownictwo PZU chciało dokonać zmiany w zarządzie i radzie fundacji – do czego ma prawo – ale sposób, w jaki to czyni, jest infantylny. Standardy są białoruskie.

To od redakcji dziennik.pl dowiedział, się kogo powołano na ich miejsce. Są to: Andrzej Gelberg (działał w "Solidarności" i pracował w prasie podziemnej w czasach PRL-u, był też m.in. doradcą prezydenta m.st. Warszawy Lecha Kaczyńskiego), Dorota Macieja (była dyrektorem TVP), Grażyna Melanowicz (doktor nauk politycznych i nauczyciel akademicki) i Tomasz Miernowski (kierownik produkcji filmowej, brał udział przy powstanie m.in. "Nocy i dni", prezes Fundacji Smoleńsk 2010).

- Jest pełna swoboda fundatora, tylko chodzi o metody i tryb. To rodzaj nonszalancji, tchórzostwa. Zawiadomienie Pani Anny Komorowskiej czy mnie, przecież by ich nie zanieczyściło. Rozumiem, że prezes może bać się kary za kontakt, ale niech przynajmniej trzeci dyrektor departamentu wyśle informację – kwituje redaktor naczelny "Polityki".

Rada Fundacji PZU za swoją pracę nie dostaje wynagrodzenia. Decyduje za to, na jakie projekty przeznaczy środki; w 2014 roku jej budżet wyniósł 80 mln zł. Pieniądze poszły m.in. na promowanie edukacji dzieci i młodzieży, wspieranie talentów oraz wyrównywanie szans osób z różnych względów upośledzonych.