Znana jest już wstępna data wejścia w życie reformy wymiaru sprawiedliwości. Z nieoficjalnych informacji wynika, że ma to być 1 stycznia 2017 r. W tym dniu sądy w takim układzie, jaki znamy, znikną. Struktura sądownictwa zostanie spłaszczona (będą tylko dwie instancje), dzięki czemu sądy mają działać sprawniej.
Początek przyszłego roku to nie taka odległa data. Tymczasem nikt do tej pory sędziom nie powiedział, co się z nimi stanie po wejściu tych zmian w życie. Nie wiemy, czy będziemy po prostu przenoszeni przez ministra sprawiedliwości, czy też każdy z nas będzie przechodził procedurę nominacyjną od początku. To budzi obawy - zauważa Waldemar Żurek, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa.

Jak przyznaje Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości, ostateczne decyzje co do tego, jak miałby wyglądać proces kształtowania na nowo kadry sędziowskiej, jeszcze nie zapadły. Są już pewne koncepcje, ale na razie nie chciałbym o nich mówić – ucina.

Niebezpieczny precedens

Reklama
Po analizie przepisów można jednak dojść do wniosku, że w grę wchodzą tylko dwie możliwości – albo przeniesienie sędziów przez ministra sprawiedliwości, albo powołanie ich na nowo przez prezydenta. I, jak się wydaje, ta druga droga byłaby właściwsza. Minister sprawiedliwości bowiem może jedynie przenosić sędziów z jednego istniejącego sądu do drugiego. A w przypadku planowanej reformy sądy będą przecież tworzone na nowo. Co jednak istotniejsze, zgodnie z konstytucją powoływanie sędziów należy do wyłącznej prerogatywy głowy państwa.
To, że decyzje co do ponownego powołania całej sędziowskiej kadry miałyby spocząć w rękach prezydenta, a nie ministra, który jest przecież czynnym politykiem, wcale nie uspokaja środowiska. Wręcz przeciwnie. Musimy pamiętać o tym, że już raz w historii zdarzyło się, iż prezydent odmówił powołania na urząd sędziego kandydatów wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa - przypomina Waldemar Żurek.
Mowa tutaj o decyzji podjętej w 2007 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który odmówił powołania dziewięciu osobom. Prezydent nie podał wówczas, dlaczego podjął taką decyzję. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że przeważyły względy pozamerytoryczne. Co gorsza, do dziś nie dowiedzieliśmy się, czy prezydent mógł tak postąpić. Wszystkie organy, które zostały o to zapytane (Naczelny Sąd Administracyjny, a nawet Trybunał Konstytucyjny), umyły bowiem od całej sprawy ręce.
To stworzyło bardzo niebezpieczny precedens. Zostawiono prezydentowi w tej kwestii zupełnie wolną rękę - zauważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.

Powtórka z 2007 r.

W środowisku sędziowskim coraz głośniej formułowane są obawy, że przed nami powtórka z 2007 r. O ile jednak wówczas chodziło tylko o dziewięć osób, o tyle teraz możemy mieć do czynienia z dużo większą skalą. Gdyby ten czarny scenariusz się sprawdził, to nie będzie nawet wiadomo, jakie prawa takiemu niepowołanemu sędziemu przysługują - zauważa prezes Iustitii.

Jestem sobie w stanie wyobrazić, że w nowym prawie o ustroju sądów powszechnych, które właśnie powstaje w gmachu przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie, zostanie zapisane, iż taki sędzia przechodzi po prostu w stan spoczynku. To bardzo zgrabny sposób na pozbycie się z sądów niepokornych - spekuluje rzecznik KRS.

Szefostwo do wymiany

Zmiana struktury sądowej będzie zapewne rodziła również konieczność ukształtowania na nowo kadry zarządzającej. Innymi słowy funkcje stracą najprawdopodobniej wszyscy obecni prezesi sądów. To oczywiście także doskonały pretekst do obsadzenia funkcji kierowniczych swoimi ludźmi. Nawet przecież na gruncie obecnie obowiązujących przepisów prezesów sądów apelacyjnych i okręgowych powołuje minister sprawiedliwości spośród kandydatów przez siebie wskazanych - podkreśla sędzia Żurek.

Dodaje, że co prawda KRS może - w określonej sytuacji - wyrazić wiążący sprzeciw wobec wyboru ministra, ale nikt przecież nie może zagwarantować, że to się nie zmieni w nowym u.s.p. Z kolei Krystian Markiewicz zwraca uwagę, że tego typu zawirowania kadrowe najczęściej bardzo mocno odbijają się na zwykłych obywatelach. Chaos, z jakim mamy zazwyczaj do czynienia przy wprowadzaniu tego typu reform, zawsze wpływa na wydłużenie się czasu prowadzonych spraw. Jako dowód wystarczy wskazać chociażby słynną reformą Gowina i jej późniejsze odwracanie - przypomina Markiewicz.

Co z radą

Istnieją obawy, że zapowiadana reforma może wpłynąć również na skład KRS. Większość członków rady to przecież sędziowie konkretnych sądów. Skoro więc sądy te zostaną zlikwidowane, to wydaje się prawdopodobne, że rządzący dojdą do wniosku, iż kadencje obecnych członków KRS wygasają i trzeba wybory przeprowadzić na nowo. Tak rzeczywiście może być, jeżeli obecna władza dojdzie do wniosku, że zmienić trzeba wszystko i wszystkich - przyznaje Waldemar Żurek.

Gdyby rzeczywiście do tego doszło, to wymieniono by ponad 50 proc. składu rady. Zgodnie bowiem z ustawą o Krajowej Radzie Sądownictwa (Dz.U. z 2011 r. nr 126, poz. 714 ze zm.) aż 10 spośród 25 członków tego organu to sędziowie sądów powszechnych (dwóch z sądów apelacyjnych, ośmiu z okręgowych).