Wrzesień 2016. Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach – największe targi zbrojeniowe w Polsce. Minister Macierewicz zapowiada, że postępowanie na tzw. BMS „zostało wstępnie rozstrzygnięte”. Battlefield Management System to system zarządzania polem walki, jeden z kluczowych elementów, który w najbliższej przyszłości ma kupić Wojsko Polskie. Bez niego trudno mówić o prawdziwej modernizacji sił zbrojnych. Macierewicz stwierdził, że wybrana została Polska Grupa Zbrojeniowa, a sprzęt już „w 2017 r. wejdzie do uzbrojenia polskiej armii”. Oczywiście chodziło o pierwsze egzemplarze, bo miały być one dostarczane sukcesywnie do 2020 r.
Październik 2016. Na posiedzeniu sejmowej komisji obrony minister stwierdza, że kontrakt na BMS został podpisany „dwa miesiące temu”.
Na ubiegłotygodniowym, trzecim już polsko-amerykańskim forum przemysłu obronnego przedstawiciel Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej (najważniejsza instytucja w praktycznym przeprowadzaniu zakupów dla armii) pokazał prezentację, z której jasno wynika, że dostawy systemu BMS rozpoczną się w... 2019 r. Dwa lata różnicy w stosunku do tego, co Antoni Macierewicz mówił w Kielcach.
To nie koniec. Jak się okazuje, żadna umowa w tej materii nie została jeszcze podpisana, a termin składania ofert minął zaledwie dwa tygodnie temu. Zanim wojsko na zakup sprzętu się zdecyduje, prawdopodobnie zostaną przeprowadzone testy (poprzednie postępowanie na BMS, do którego zgłosiło się czterech oferentów, zostało w lipcu unieważnione).
Zupełnie inną perspektywę dotyczącą możliwości zakupów można było obserwować również w połowie września na sejmowej komisji obrony dotyczącej wysłania zapytania ofertowego w sprawie zestawów obrony powietrznej Patriot.
Macierewicz: Pierwsze zestawy rakietowe z ośmiu zamawianych przez Polskę, pierwsze dwie baterie zostaną dostarczone Rzeczypospolitej Polskiej przynajmniej do połowy 2018 r.. Tymczasem siedzący przy tym samym stole, ale kilka metrów dalej, szef Inspektoratu Uzbrojenia, generał Adam Duda mówił, że dostawa może nastąpić na przełomie 2018 i 2019, a podpisanie umowy w połowie 2017 r.
Na szybką ripostę nie trzeba było długo czekać.
– Oczywiście, pan generał nie musiał wszystkiego znać. Pan generał powiedział, że przewiduje podpisanie kontraktu na połowę 2017 r. Nie ukrywam, że bardzo intensywne rozmowy, które były prowadzone w ostatnich dniach zarówno z przedstawicielami rządu Stanów Zjednoczonych, jak i z przedstawicielami firmy Raytheon, a głównie z panem prezesem Kennedym wskazują, że ten termin może być bardzo przyspieszony, oczywiście, jeżeli słowa zostaną zamienione w odpowiednią dokumentację, co wprawdzie jest przyrzekane, ale różnie może się potoczyć – filozoficznie komentował rozbieżność minister obrony.
Najnowszą odsłoną rozjazdu między tym, co twierdzi minister, a tym, co mówi wysoki szczebel urzędniczy i wojskowy MON, jest zamówienie na śmigłowce. Jeszcze dwa tygodnie temu minister obrony twierdził, że dwa pierwsze blackhawki zostaną dostarczone wojskom specjalnym do końca roku. Pomijając to, że w Wojsku Polskim nie ma pilotów przeszkolonych do latania tego typu śmigłowcami i nie mają one jeszcze wymaganych w Polsce certyfikatów (obie te przesłanki wskazują na to, że dostarczenie ich w ciągu zaledwie 10 tygodni jest nierealne), to podstawową kwestią jest procedura zakupu.
Za tego rodzaju zakupy odpowiada właśnie Inspektorat Uzbrojenia (IU). Nawet jeśli wszystko odbędzie się na podstawie tzw. pilnej potrzeby operacyjnej, to IU powinien się zgłosić do tych producentów, którzy dysponują sprzętem wymaganym przez wojsko. Cała procedura zajmuje trochę czasu. Prawdopodobnie to właśnie dlatego minister obrony zaczął wycofywać się ze swoich słów o dostawie śmigłowców jeszcze w tym roku.
W obecnej konfiguracji kadrowej w IU jak na razie brakuje chętnych do tego, by podpisywać się pod dokumentami, które nie powstały z zachowaniem formalnych procedur. Trudno się dziwić, to prosta droga do spotkania z prokuratorem. Być może dlatego przedstawiciele MON rozpoczęli rozmowy także bezpośrednio z dostawcami. Z pominięciem IU. Wydaje się, że sytuacja swego rodzaju rozdwojenia jaźni długo nie potrwa. Nasuwają się dwa oczywiste rozwiązania: albo kierownictwo resortu zaakceptuje pewne ograniczenia formalnoprawne i związane z tym wymogi czasowe, albo... wymieni kierownictwo inspektoratu.
VIP-y polecą gulfstreamami
Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki poinformował w piątek, że w przetargu na małe samoloty dla najważniejszych osób w państwie wybrane zostały gulfstreamy G-550 produkowane przez amerykański koncern General Dynamics. Dwa nowe statki powietrzne będą kosztowały 440 mln zł i mają być dostarczone w przyszłym roku. Zasięg samolotu z co najmniej 14 pasażerami, bagażem oraz standardową załogą (dwóch pilotów, jedna osoba personelu pokładowego) jest nie mniejszy niż 5 tys. km. Z kolei z ośmioma pasażerami powinno być możliwe wykonanie lotu transatlantyckiego bez międzylądowania. Prawdopodobnie umowa zostanie podpisana w listopadzie. Konkurencyjną ofertę złożył francuski Dassault Aviation, proponując 16-miejscowe samoloty Falcon 7X. Jednak ten producent zaproponował dostawę dopiero w 2018 r., a wymogiem była realizacja zamówienia do listopada 2017 r.