Szacunkowa wartość tego zamówienia to ok. 4 mld zł. Nieoficjalnie mówi się o tym, że zaliczka będzie wynosić 800 mln zł. Podpisanie umowy wstępnie planowano na jutro. Jednak gorączkowe negocjacje między Inspektoratem Uzbrojenia a wykonawcą Hutą Stalowa Wola trwały jeszcze w tym tygodniu. Wojsko chciało obniżenia ceny. Zarząd HSW próbował więc jeszcze negocjować ceny z kooperantami.
– Podpisanie umowy będzie możliwe po zakończeniu procesu negocjacji i uzgodnieniu wszystkich kwestii związanych z przyszłą realizacją tej umowy. Obydwie strony chcą zawrzeć kontrakt bez zbędnej zwłoki – wyjaśnia Bartosz Kopyto, rzecznik prasowy zakładu. – Realizacja tego zamówienia jest strategicznym zadaniem dla HSW, ale nie tylko pod względem biznesowym, lecz także pod względem prestiżowym. Według opinii wielu ekspertów Krab jest obecnie najlepszą samobieżną armatohaubicą na świecie. Bardzo zależy nam na tym, by jak najszybciej trafił do uzbrojenia polskiej artylerii – dodaje przedstawiciel Huty.
Chodzi o cztery dywizjony, w sumie 96 krabów. Zasięg tych armatohaubic to ok. 40 km. Dostawy mają się rozpocząć prawdopodobnie w 2018 r., a zakończyć w 2021 r.
Nowy sprzęt ma kluczowe znaczenie dla wojska. Ma zostać rozmieszczony w północno-wschodniej Polsce. I odgrywać kluczową rolę w ochronie tego, co określa się mianem przesmyku suwalskiego. To teren między Białorusią a obwodem kaliningradzkim kluczowy w przypadku ewentualnego konfliktu Rosji z krajami bałtyckimi (jego zajęcie przez Rosjan lub zielone ludziki skazywałoby kraje bałtyckie na przegraną). Jak wynika z doświadczeń z wojny, którą Ukraina prowadzi z Rosją w Donbasie, sprzęt artyleryjski odgrywa zasadniczą rolę. W wielu wypadkach decyduje o zwycięstwie (więcej na ten temat – patrz ramka).
Reklama
Reklama
Polska ma również w planach zakup wyrzutni rakietowych Homar, których zasięg jest znacznie większy niż krabów. Rozmieszczenie homarów w północno-wschodniej Polsce pozwoliłoby razić cele w obwodzie kaliningradzkim.
Warto przy tym zaznaczyć, że pierwsze z 16 krabów, których dostawę zakontraktowano ponad trzy lata temu, są już gotowe, a ostatnie podwozia właśnie trafiły do Polski. Na podpisaniu umowy bardzo zależy zarówno Ministerstwu Obrony, jak i wykonawcy. Resort obrony chce koniecznie zrealizować budżet na modernizację, a kilka projektów, które miały być realizowane w tym roku (m.in. zakup śmigłowców), zostało odłożonych w czasie. Z kolei dla HSW zastrzyk gotówki jest bardzo potrzebny, ponieważ firma jest w nie najlepszej kondycji finansowej. Jak mówił wiceminister obrony Bartosz Kownacki, zatrudniająca ponad 750 osób spółka po siedmiu miesiącach 2016 r. miała 11 mln zł straty.
W przypadku krabów jak w soczewce widać problemy i niemoc, z jakimi wiąże się zakup uzbrojenia dla wojska. Decyzje o produkcji i zakupie tego sprzętu podpisano w... 1999 r. – 18 lat temu. W świetle fleszy ówczesny prezes HSW Ryszard Kardasz w obecności m.in. ministrów Romualda Szeremietiewa, Janusza Onyszkiewicza, premiera Jerzego Buzka, a nawet ówczesnego szefa NATO Javiera Solany podpisywał kontrakt, dzięki któremu polska zbrojeniówka znów miała stanąć na nogi. Po dwóch latach dostarczono pierwsze prototypy. Problem w tym, że nagle wojsku i politykom (po zmianie rządu) kraby się odwidziały i tak naprawdę przez pięć lat przy projekcie niewiele się działo. Sprawę przywrócił do życia Radosław Sikorski, wówczas minister obrony narodowej z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Później wojsko zmieniło wymagania na podwozia (miały być inne niż w prototypach). Przez lata Bumar Łabędy nie potrafił dostarczyć produktu, który by spełniał normy jakościowe. Mimo zapewnień, że podwozie będzie wkrótce gotowe, pod koniec 2014 r. podpisano umowę na zakup podwozi od koreańskiego Samsunga. Wartość: ponad miliard złotych. Teraz produkowane przez HSW wieże są integrowane na tych podwoziach, a z biegiem czasu armatohaubice mają być produkowane prawie w całości w Stalowej Woli. Cały proces zajmuje więc już 18 lat. Po drodze były zmiany decyzji polityków, zmiana wymagań wojska i jeszcze niekompetencja polskiego przemysłu zbrojeniowego. Nikt nie przejmował się także tym, że nie jesteśmy w stanie produkować amunicji do tego sprzętu. Wkrótce doczekamy więc symbolicznego finału w chyba jednym z najdłużej toczących się postępowań zakupowych w Wojsku Polskim.
PAP Archiwalny / Darek Delmanowicz

Wojna na Ukrainie to renesans artylerii. Krab i Homar wpisują się w trend
Konflikt na Ukrainie pokazał, jak zmieniła się wojna lądowa – i jaką rolę w niej wciąż odgrywają czołgi i artyleria, odesłane przez niektórych do lamusa wojskowości. Takie są wnioski z opracowania ośrodka analitycznego Centre for European Policy Analysis. Czytamy w nim, że w przyszłości na polu bitwy znacznie większą rolę będzie odgrywać artyleria rakietowa (systemy takie jak Homar). Jej skuteczność zamieniła transportery piechoty w jeżdżące trumny, znacząco ograniczając mobilność piechoty. Przyszłość jest również przed systemami takimi jak Krab. Powrotu na pole bitwy dokonał także ciężki czołg. Nowe rosyjskie modele okazały się niezwykle odporne na ogień z zestawów przeciwpancernych, w które wyposażona była ukraińska piechota. Co równie ważne, na tym nowym polu bitwy kluczowe jest rozpoznanie lotnicze przez bezzałogowce oraz integracja ich z systemami prowadzenia ognia. W niektórych przypadkach od pojawienia się na niebie rosyjskiego drona do rozpoczęcia ostrzału mijało 15 minut.