W piątek 21 września ks. Jacek Stryczek złożył rezygnację z funkcji prezesa Stowarzyszenia "Wiosna" i nie kieruje już "Szlachetną Paczką". Jego rezygnacja zostanie rozpatrzona przez Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia, które zbierze się 1 października w Krakowie. Informację o rezygnacji ogłoszono pracownikom na wspólnym spotkaniu o godzinie 15:30 - donosi WP.
Niestosowne uwagi, krzyki i płacz pracowników. Tak, zdaniem autorów reportażu, który opublikował portal Onet.pl, miała wyglądać praca w stowarzyszeniu "Wiosna". Prowadził je ks. Jacek Stryczek, organizator akcji "Szlachetna Paczka". Wczoraj w wydanym oświadczeniu odpierał zarzuty, ale zarazem oddał się do dyspozycji władz organizacji.
Zwołanie Walnego Zgromadzenia stowarzyszenia "Wiosna" jest zgodne ze statutem tej instytucji. Walne Zgromadzenie jest najwyższym organem stowarzyszenia, do jego kompetencji należy powoływanie i odwoływanie członków zarządu. Liczy ponad 20 osób. Termin spotkania jest ustalany.
W oświadczeniu na Facebooku ks. Stryczek napisał, że dobro Szlachetnej Paczki jest dla niego najważniejsze i nie chce, aby jakiekolwiek kwestie zagroziły toczącym się projektom, a przede wszystkim – niesieniu pomocy tysiącom potrzebujących. W ten sposób odniósł się do opublikowanego przez Onet materiału na swój temat.
"W jednej z największych organizacji pozarządowych w Polsce, z prezesem – księdzem, jest poważny problem. Ksiądz z pasją testuje na kolejnych współpracownikach techniki mobbingowe. Robi to osobiście lub rekrutuje dyrektorów z właściwymi predyspozycjami czy umiejętnościami. Sytuacja nie zmienia się od lat. Ludzie odchodzą z pracy wyczerpani, z samooceną poniżej poziomu morza, bez wiary w skuteczną konfrontację z Kościołem, z państwowymi instytucjami, które chwalą się współpracą z tym stowarzyszeniem i z mediami, w których nie brakuje sympatii dla »fajnego« księdza" – to fragment listu, który dziennikarz Onetu Janusz Schwertner otrzymał 26 marca 2018 r. od anonimowych osób.
Okazało się, że chodzi o stowarzyszenie "Wiosna" prowadzone przez ks. Jacka Stryczka, które jest organizatorem corocznej akcji "Szlachetna paczka". Polega ona na przygotowywaniu paczek z darami dla najbardziej potrzebujących osób. Podarunki trafiają do nich przed świętami Bożego Narodzenia. Tylko w ubiegłorocznej akcji udział brało ponad 800 tys. osób z całej Polski, a wartość 20 tys. przygotowanych paczek wyniosła niemal 54 mln zł. W akcję, oprócz zwykłych ludzi, włączali się politycy, artyści, czy sportowcy.
Dziennikarz portalu Onet.pl dotarł do ponad 20 osób, które są byłymi pracownikami stowarzyszenia. Z ich relacji wynika, że w organizacji dochodziło do przypadków mobbingu. Lider "Wiosny", czyli ks. Jacek Stryczek, miał pozwalać sobie na niestosowne uwagi zarówno do kobiet, jak i mężczyzn, którzy byli jego pracownikami. Z relacji niektórych z nich wynika, że po odejściu z "Wiosny" musieli leczyć się psychiatrycznie i korzystać z pomocy psychoterapeuty. - Kiedyś powiedział mi wprost: "Ludzie mają się mnie bać". Chwalił się, że odkąd wszyscy się go boją, to ma spokój. Niestety nie potrafił dostrzec, jak łatwo jest przekroczyć tę cienką granicę. Dla niego okazywanie siły i wzbudzanie lęku stało się sposobem na zarządzanie ludźmi – mówi jeden z nich, czyli Krzysztof Lis, który przez pół roku kierował w organizacji działem HR.
Inna osoba w rozmowie z Onetem mówi o tym, że ksiądz krzyczał w pracy. - Wezwał jedną z pracownic i w obecności kilku osób krzyczał na nią przez dobre kilkanaście minut. Trząsł się i był czerwony na twarzy. Wrzeszczał: "Jesteś beznadziejna, nie potrzebujemy takich osób!". Byłam w szoku, nie znałam go takiego – opowiada o sytuacji, jakiej była świadkiem.
Pracownicy mieli zamykać się w pokojach, w których mogli się wypłakać. Na porządku dziennym, jak twierdzą rozmówcy Onetu, były teksty w stylu: "Myślisz, że jesteś taka fantastyczna? Otóż nie, nie jesteś". Albo: "Nie lubię cię i nic na to nie poradzę, to twój problem". - Przeżywasz szok, jak słyszysz takie słowa od księdza – uważa jedna z rozmówczyń.
Jak pisze Onet w "Wiośnie" miała panować "presja nadgodzin, śmieciówki, nieprzestrzeganie umów". Niektórzy nie tylko płakali, ale i wymiotowali po spotkaniach z księdzem. Jedna z osób miała usłyszeć, że "byłaby szczuplejsza", gdyby weekend spędziła na wycieczce. Osoby otyłe, jak twierdzą rozmówcy, nie były przyjmowane do zespołu. Ksiądz, według nich, miał wypytywać o sprawy prywatne, a potem wykorzystywać to, co usłyszał i nie unikać również niestosownych uwag na temat kobiet.
W czwartek po południu w sieci pojawiło się oświadczenie ks. Stryczka. Wystąpił na nim w koszulce promującej kontrowersyjny film "Kler" Wojciecha Smarzowskiego i odniósł się do artykułu. - W tekście pojawiają się informacje o omdleniach, zrobiliśmy analizę, nie znamy takich historii. W tekście pojawia się informacja o tym, że podobno szkalowałem kogoś, kto miał na sobie koszulkę WOŚP-u. (...) Młody pracownik miał taką koszulkę, inny młody pracownik skrzyczał go z tego powodu. Ten, który skrzyczał, dostał reprymendę i w ogóle już u nas nie pracuje – mówił.
Zarzuty uznał w większości za absurdalne. Zaprzeczył jakoby "krzyczał, na co dzień". - Przyjmuję, że są osoby, które u nas pracowały i im się źle pracowało. Jako pracodawca nie mogę ocenić ich stanu zdrowia, trudno mi się do tego odnosić. Każda z osób wymieniona z imiona i nazwiska może czuć się zaproszona do nas, by skonfrontować opowieści z tym, co my wiemy – wyjaśniał. Dodał, że jest wymagającym szefem, pracuje na najwyższym poziomie a to, co tworzy jego zespół jest bardzo zaawansowane. Problemy z zatrudnianiem niekompetentnych osób zdaniem księdza miały wynikać z "kryzysu zarządczego", kiedy nie mógł nadzorować właściwie procesów rekrutacyjnych.
- Staramy się z tych wszystkich historii wyłuskać ziarno prawdy. Jest mi przykro, że ktoś utożsamia mnie ze swoim nieszczęściem i problemem – powiedział.
Autor tekstu opublikowanego w Onecie napisał, że władze organizacji wiedziały o tym, że tekst powstaje już kilka miesięcy temu. Przez ten czas do redakcji Onetu spływały maile "zawierające groźby i apele", aby tekst się nie ukazał. Ksiądz próbował ustalić personalia rozmówców dziennikarza, a w trakcie mszy prosił wiernych o modlitwę za "błądzących i szkalujących dobre imię Paczki", co nazwał "karalnym".
"Wiosna", zanim tekst pojawił się w sieci, zamieściła na swoim Facebooku wideo, na którym ks. Stryczek tłumaczył sytuację. - Przyszli do nas ludzie, którzy nie pasowali do nas, nie nadawali się, byli z nami, było dużo kłopotów, a potem musieliśmy zakończyć z nimi współpracę. Czym są te nasze kłopoty obecne, to grupa byłych pracowników, która ma w sobie dużo negatywnych emocji i te emocje na nas wylewa. Przyjmuję to - mówił na nagraniu.
Katolicka Agencja Informacyjna poinformowała w czwartek, że ks. Stryczek został poproszony przez krakowską kurię o pisemne odniesienie się do oskarżeń. W opublikowanym w czwartek oświadczeniu ks. Stryczek odnosi się również do wywiadu, jakiego udzielił Onetowi w związku z całą sprawą. To również kwestia sporna między nim a dziennikarzem portalu. "Gdy spisałem rozmowę i wysłałem do autoryzacji, ksiądz uznał, że dopuściłem się manipulacji i niewłaściwie zinterpretowałem jego trzygodzinną wypowiedź. Pozostawiłem księdzu możliwość doprecyzowania swoich odpowiedzi i wyjaśnienia ewentualnych nieścisłości. Po kilku dniach otrzymałem zupełnie nową wersję naszej rozmowy" – twierdzi Schwertner. Z kolei ks. Stryczek uważa, że to dziennikarz dopisał niektóre pytania i odpowiedzi.
Krakowska kuria w czwartkowym oświadczeniu napisała, że zarzuty pod adresem ks. Jacka Stryczka i stowarzyszenia Wiosna, którego ks. Stryczek jest prezesem, zawarte w reportażu opublikowanym w portalu Onet, są bardzo poważne.
"Chociaż stowarzyszenie "Wiosna" nie jest stowarzyszeniem kościelnym, to jednak ks. Jacek Stryczek, jako ksiądz Archidiecezji Krakowskiej, podlega władzy kościelnej i dlatego przełożeni ks. Stryczka traktują te zarzuty z należytą powagą" – czytamy. Kanclerz kurii ks. Tomasz Szopa podkreślił także, że ks. Stryczek został poproszony o szczegółowe pisemne odniesienie się do oskarżeń.
Zarząd stowarzyszenia "Wiosna", któremu rozgłos przyniosła akcja Szlachetna Paczka, w oświadczeniu przesłanym PAP napisał, że jest mu przykro, że dla osób wypowiadających się w artykule Onetu praca tam była "trudnym doświadczeniem".
"Wśród opisanych sytuacji były takie, które nie miały miejsca lub ich przebieg był inny niż zostało to przedstawione. Informowaliśmy o tym autora tekstu, niestety nie zdecydował się na przedstawienie naszej perspektywy. Z autorem chcieli również porozmawiać byli i obecni współpracownicy ks. Jacka Stryczka, których opinia na temat pracy z nim jest diametralnie inna. Niestety również ich głos nie został uwzględniony w materiale, przez co nie jest to tekst, który przedstawia pełny i prawdziwy obraz" – czytamy w oświadczeniu stowarzyszenia.
Zarząd podkreślił, że stara się "jak najlepiej realizować swoje cele społeczne i nieść mądrą pomoc", ale także walczy o "finansowe przetrwanie", a ta walka bywa trudniejsza niż to się z zewnątrz może wydawać.
Stowarzyszenie przyznało także, że w pracy mogło dochodzić do sytuacji emocjonalnie trudnych, stresujących i powodujących u pracowników dyskomfort. Wiosna w oświadczeniu przeprasza każdego, kto mógł czuć się źle w pracy.
Zarząd podkreślił także: "(…) nie akceptujemy w "Wiośnie" w relacjach z pracownikami praktyk, które zostały przedstawione w artykule". "Trudno jest nam uwierzyć, że w istocie miały one miejsce, dlatego każdą z nich weryfikujemy" – czytamy w oświadczeniu.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Hnatko podkreślił w piątek w rozmowie z PAP, że postępowania w sprawie stowarzyszenia Wiosna i jej prezesa nie ma. Materiały medialne są w prokuraturze. Przeprowadzi ona postępowanie sprawdzające i po nim zadecyduje, czy wszczynać postępowanie w sprawie stowarzyszenia, czy nie.