Orzeczenie otwiera drogę do zmiany dotychczasowej praktyki organów administracji, które konsekwentnie twierdziły, że w rubryce „ojciec” i „matka” można wpisać wyłącznie dane mężczyzny i kobiety.
– To pierwsza wygrana sprawa, w której sąd dostrzegł, że jej meritum stanowi ochrona praw dziecka, a kwestia małżeństw jednopłciowych jest tylko tłem – cieszy się mec. Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, koordynatorka ds. strategicznych postępowań sądowych w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO przystąpił do sprawy).
Nie ma też wątpliwości, że NSA, uchylając decyzję wojewody o odmowie tran skrypcji zagranicznego aktu urodzenia polskiego dziecka ze związku lesbijek, wysłał jednoznaczny sygnał urzędom, które w przyszłości staną przed podobnym dylematem.
Reklama

Związek jednopłciowy w tle

Sednem sporu są prawa 4-letniego chłopca urodzonego w Wielkiej Brytanii w małżeństwie dwóch Polek (brytyjski parlament zalegalizował związki jednopłciowe w 2013 r.). W 2015 r. matka dziecka zwróciła się do urzędu w Krakowie o transkrypcję jego aktu urodzenia, czyli przeniesienie zagranicznego aktu stanu cywilnego do polskiego rejestru.
Od czasu nowelizacji prawa o aktach stanu cywilnego z 2014 r. (Dz.U. z 2014 r. poz. 1741) jest to obligatoryjne, jeśli rodzice małoletniego chcą wystąpić o nadanie mu numeru PESEL czy ubiegać się o dokument tożsamości potwierdzający polskie obywatelstwo – dowód osobisty lub paszport tymczasowy. Ponieważ czterolatek urodzony na Wyspach nie istnieje w rodzimych rejestrach państwowych, matka napotkałaby bariery nie do przeskoczenia, gdyby chciała pójść z nim w kraju do lekarza czy zapisać w przyszłości do szkoły.
Urzędnicy nie zgodzili się na transkrypcję brytyjskiego aktu urodzenia, twierdząc, że byłoby to sprzeczne z zasadami porządku prawnego RP. Ani kodeks rodzinny i opiekuńczy, ani prawo o aktach stanu cywilnego nie przewidują bowiem możliwości, aby w dokumentach jako rodzice figurowały dwie kobiety. Decyzję odmowną utrzymał w mocy wojewoda małopolski, który tłumaczył, że jest ona pokłosiem niespełnienia wymogów formalnych i nie ma nic wspólnego z dyskryminacją skarżącej i jej syna. Jego zdaniem transkrypcja zagranicznego dokumentu byłaby równoznaczna z uznaniem za ojca dziecka osoby płci żeńskiej.
Tym samym tropem poszedł następnie wojewódzki sąd administracyjny, przekonując, że wpisanie do aktu urodzenia dwóch kobiet jako rodziców chłopca byłoby „pogwałceniem podstawowych zasad polskiego porządku prawnego”. W jego ocenie, dopóki prawo i orzecznictwo międzynarodowe nie nakazują RP zalegalizowania związków jednopłciowych, dopóty rodzime sądy są związane tym, co mówi kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz ustawy. Sąd administracyjny nie jest od tego, aby podawać w wątpliwość konstytucyjność tych przepisów.

Dyskryminacja dziecka

NSA, który rozpatrywał skargę kasacyjną, zarzucił niższej instancji, że sięgając po takie argumenty, uciekła od rozwiązania problemu.
– Nie chodzi tu o konstytucyjność, ale o kwestię tego, jak stosować prawo krajowe, żeby nie doprowadzić do sytuacji dyskryminującej małoletniego obywatela RP – podkreślił na rozprawie sędzia sprawozdawca Arkadiusz Despot-Mładanowicz.
Zaznaczył, że sprawa nie dotyczy związków jedno płciowych, mimo że kwestia ta zdominowała rozważania WSA. – To tylko tło. Nie rozstrzygamy o związkach partnerskich, tylko o małoletnim obywatelu RP, którego przedstawiciel prawny chce doprowadzić do uzyskania należnych mu dokumentów tożsamości – dodał sędzia.
Dziecko Polek było dyskryminowane, bo urząd odmówił wydania rodzicom aktu urodzenia. W pewnym sensie, stwierdził NSA, chłopiec został więc wyjęty spod prawa i wykluczony z różnych sfer życia społecznego. Taka sytuacja jest niedopuszczalna m.in. z perspektywy konwencji praw dziecka, której Polska jest stroną. W art. 2 zobowiązuje ona państwa do respektowania i gwarantowania tych praw bez jakiejkolwiek dyskryminacji, m.in. bez względu na status prawny czy przekonania rodziców.
Jak podkreślił NSA, polski ustawodawca sam ułatwił mu rozwiązanie problemu dziecka, które urodziło się w małżeństwie jednopłciowym.
– Gdy mamy do czynienia z obligatoryjną transkrypcją zagranicznego aktu urodzenia, nie można się powołać na zasadę porządku prawnego RP – tłumaczył sędzia Despot-Mładanowicz.
Innymi słowy, skoro przepisy wprowadzają taki wymóg, aby ubiegać się o polski dokument tożsamości lub nadanie numeru PESEL, to urzędy nie mogą odmówić. Chłopcu jako obywatelowi RP przysługuje bowiem prawo do posiadania dowodu osobistego.

Pomoc z Luksemburga

Kolejne ważne wskazówki, które pomogły rozstrzygnąć tę sprawę, dostarczył czerwcowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie Rumuna, który poślubił Amerykanina i chciał, aby jego małżonek uzyskał prawo pobytu w jego ojczyźnie. Rumuńskie urzędy odmówiły, wyjaśniając, że ich kraj nie uznaje związków homoseksualnych (sprawa Coman, sygn. akt C-673/16). TSUE uznał, że podejście państw członkowskich do małżeństw jednopłciowych nie może być wyznacznikiem w podejmowaniu decyzji o przyznawaniu pozwolenia na pobyt obcokrajowca, który poślubił Europejczyka. Gdyby na to pozwolić, unijna swoboda przemieszczania się stałaby się fikcją. Analogicznie naruszeniem tej swobody byłby brak możliwości nadania numeru PESEL dziecku urodzonemu w małżeństwie lesbijek. Taka przeszkoda mogłaby je zniechęcać do powrotu do kraju.
Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 10 października 2018 r., sygn. akt II OSK 2552/16. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia