"Zmarł prof. Romuald Dębski - lekarz, którego szanuję i niezmiernie cenię za dwie sprawy" - napisała w mediach społecznościowych Kamila Gasiuk - Pihowicz, posłanka KO - PO.

Reklama

"Po pierwsze za to, że poprowadził dwie ciąże dwójki moich dzieci. Po drugie za to, że odważnie mówił i dawał twarz walce o nasze prawo do in vitro i do przerywania ciąży. Niezastąpiony" - podkreśliła w swoim wpisie na Facebooku.

Pod tym wpisem rozgorzała dyskusja, w której starli się zwolennicy i przeciwnicy przerywania ciąży. Ci drudzy najwyraźniej zapomnieli, że profesor był przede wszystkim obrońcą życia. O czym wiele razy wspominał publicznie.

"Wie pan, kiedy ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem i lekarzem? W tej chwili" - mówił np. w jednym z wywiadów dla "GW". - "Przed chwilą zakończyłem zabieg cięcia cesarskiego, urodziłem piękną zdrową dziewczynkę. Prawie 4 kg. U pacjentki, która ma trombofilię, czyli nadkrzepliwość. Dziecko z jej poprzedniej ciąży żyje, ale było ciężkim wcześniakiem i do dziś ma problemy. Dlatego urodzenie tego zupełnie zdrowego dziecka dziś to największa frajda i radość".

Reklama

Bo choć prof. Dębski był przeciwnikiem zaostrzenia prawa aborcyjnego i twierdził, że obecny kompromis nie jest idealny, ale „wydaje się najrozsądniejszym rozwiązaniem”, to jednak w pierwszej kolejności był ordynatorem Kliniki Położnictwa i Ginekologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. Miejsca, gdzie wykonuje się m.in. najbardziej skomplikowane operacje kardiologiczne na świecie na dzieciach znajdujących się w łonie matek.

Nie krył jednak nigdy, że ideologia z medycyną nie powinny iść w parze. "Problem mojego pacjenta czy pacjentki rozpatruję przez pryzmat wiedzy medycznej. Przez pryzmat moralny to mogę sobie rozpatrywać mój własny stosunek do samego siebie. Tu jest sytuacja lekarz - pacjent. I jeżeli pacjent deklaruje, że chce wybrać takie czy inne rozwiązanie, to moim obowiązkiem jest postępować zgodnie z polskim prawem i wiedzą medyczną, a nie zasłaniać się klauzulą sumienia" - podkreślał.

Mówili, że jest jak św. Tadeusz Juda. Od spraw trudnych i beznadziejnych. Mówili też: Jak trwoga, to do Dębskiego.

Reklama