Lisy, kuny, sarny i dziki coraz śmielej poczynają sobie w miejskiej dżungli. Przyłażą na krakowskie osiedla, do parków, czasami zaglądają nawet do centrum, wzbudzając zdumienie i popłoch wśród mieszkańców. Władze miasta uznały, że problem stał się na tyle poważny, że coś z tym trzeba zrobić. Magistrat podpisał więc umowę z firmą na prowadzenie całodobowego pogotowia interwencyjnego.

Reklama

"Ma ono odławiać dzikie zwierzęta, które pojawią się na terenie miasta. Będą usypiane i wywożone do lasu. Ranne osobniki otrzymają opiekę weterynarza" - tłumaczy Jan Machowski z biura prasowego Urzędu Miasta w Krakowie. "Chcemy pogodzić bezpieczeństwo mieszkańców z ochroną dziko żyjących zwierząt" - dodaje.

Miesięcznie pogotowie kosztuje budżet miasta 3 600 zł. Choć działa dopiero kilka dni, już może się pochwalić pierwszymi sukcesami. "W mieszkaniu przy ul. Obozowej schwytana została kuna, uratowaliśmy rannego jenota na ul. Mikołajskiej i uwolniliśmy sarnę uwięzioną w fosie fortu Winnica" - wylicza Maciej Lesiak z pogotowia interwencyjnego ds. dzikiej zwierzyny.

Dużym problemem w Krakowie są też watahy dzików. Strażnicy szykują się wręcz do wojny z nimi. "Pojawiły się w Krakowie w połowie lat 90. Ich populacja rozrosła się, ponieważ obwodnice odgrodziły je od świata zewnętrznego, a w mieście znalazły dogodne warunki do życia. W ciągu kilku lat liczba dzików żyjących w Krakowie przekroczyła setkę" - tłumaczy dr Andrzej Tomek z Akademii Rolniczej. Mogą tu łatwo zdobyć pożywienie. Dzik wcale nie jest taki zły, szczególnie ten mieszkający w mieście, oswojony z ludźmi. Może zaatakować tylko gdy jest zraniony albo gdy broni swoich małych.

Reklama

Numer krakowskiego pogotowia dla zwierząt: 012 417 00 45