Fakty są takie. Syn generała Waldemara Skrzypczaka tylko miesiąc służył nad Zatoką Perską w ramach polskiego kontyngentu. Nie doczekał do końca zmiany i już wrócił do Polski.

Polska Agencja Prasowa, powołując się na źródła bliskie wojsku, informuje, że porucznik Renart Skrzypczak wrócił, bo terroryści grasujący w Iraku chcieli go zabić lub porwać. Takie pogłoski pojawiały się od momentu przyjazdu do Iraku tego polskiego oficera. A zamach na jego życie lub próba uprowadzenia byłyby groźne nie tylko dla niego, ale również dla innych żołnierzy służących razem z nim.

Nieoficjalnie wiadomo, że Skrzypczak, który jest porucznikiem w 1. batalionie czołgów w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie, nie chciał opuszczać Iraku. Nie miał jednak w tej sprawie nic do powiedzenia. W końcu rozkaz to rozkaz.

Wojsko potwierdza, że syn generała Skrzypczaka jest już w kraju. Zaprzecza jednak, by powodem powrotu było zagrażające mu niebezpieczeństwo.

"O powrót porucznika Skrzypczaka wnioskował szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz" - brzmi suchy komunikat przekazywany przez rzecznika Dowództwa Wojsk Lądowych majora Sławomira Lewandowskiego. Dlaczego taki wniosek się pojawił? Tego major Lewandowski już nie zdradza.

Ostateczną decyzję o odwołaniu oficera z Iraku podjął minister obrony Aleksander Szczygło. Rzecznik podkreśla, że ojciec porucznika Skrzypczaka nie wpływał w żaden sposób na decyzję o szybszym powrocie jego syna do Polski.

Niedługo na zagraniczną misję polskich żołnierzy wybiera się syn innego polskiego generała - Mieczysława Bieńka. Będzie tam zastępcą dowódcy grupy bojowej.