"Pan prezydent, ja dzisiaj zabiję go, bo pan prezydent w tym kraju to całe zło" - grozi w swojej piosence raper Hukos. Kończy ją relacją z Sejmu, gdzie dokonano zamachu na głowę państwa. Posłanka PiS Jolanta Szczypińska mówi "Życiu Warszawy", że nie ma wątpliwości, iż raper musi ponieść karę.

Muzyk broni się, że to jego prowokacja artystyczna. Bartłomiej Huk - bo tak naprawdę nazywa się raper Hukos - próbuje wyjaśniać, że ten utwór wyraża jego stosunek do władzy. Ze słów piosenki "Panie prezydencie" wynika, że jej po prostu nienawidzi. Czy Lech Kaczyński powinien się obawiać? Kontrowersyjny raper zapewnia, że to tylko jego manifest ideologiczny.

Kancelaria Prezydenta nie chce komentować tekstu Hukosa. Za to posłanka PiS Jolanta Szczypińska nie może powstrzymać swojego wzburzenia. "Słowa tego człowieka świadczą o tym, że może być niezrównoważony psychicznie. Powinien być ścigany i ukarany" - nie ma najmniejszych wątpliwości.

Może być jednak problem z oskarżeniem rapera Hukosa. Dlaczego? Prawnicy uważają, że można go oceniać w kategoriach moralnych, ale nie karnych. Nie zawsze to, co niesmaczne, podpada pod paragraf.

"W tekście nie ma żadnej groźby karalnej, która mogłaby być zrealizowana. Czy ktoś uwierzy, że ten raper naprawdę zabije Lecha Kaczyńskiego?" - pyta profesor Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Wtóruje mu karnista profesor Marian Filar. "Stek takich bredni na pewno nie wzbudzi strachu prezydenta. A groźba wtedy jest przestępstwem, kiedy jej adresat czuje się zagrożony" - wyjaśnia.