Kiedy w 2004 r. Polska wchodziła do Unii Europejskiej, celników pracujących na zachodzie i południu kraju zaczęto przerzucać na wschód, by zajęli się odprawami na zewnętrznej granicy Unii. Na Warmię i Mazury trafiło wtedy 270 funkcjonariuszy.
Dziś z tej grupy zostało tylko 155 osób. Z izby celnej uciekają też pracownicy pochodzący z Warmii i Mazur. Rok temu odeszło ich 129. W tym roku wypowiedzenia złożyło już 79 pracowników.
Podobnie jest w innych izbach na wschodzie kraju. W Przemyślu w tym roku wypowiedzenia złożyło 31 osób. Rok temu zwolniło się 23. Wszędzie powód jest taki sam - niskie zarobki.
"Pensje są bardzo małe, a do tego niejasny jest sposób awansu. Dlatego ludzie odchodzą z pracy, a chętnych na ich miejsca brakuje" - tłumaczy przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Administracji Celnej Województwa Warmińsko-Mazurskiego Janusz Krysiak.
Ci, co odchodzą - pisze gazeta - wybierają lepiej płatną pracę w Polsce lub za granicą. "Wszędzie dostaną więcej niż w izbie" - mówi jeden z celników.
Ale pieniądze to niejedyna przyczyna odejść z pracy. Dwa lata temu Związek Zawodowy Pracowników Administracji Celnej przeprowadził badania wśród osób pracujących na przejściach granicznych z Rosją. Spytał celników, co uważają za największe zagrożenie swojej pracy. Najwięcej osób odpowiedziało, że boi się przemytników. Badania powtórzono wiosną tego roku. Wykazały to samo co w roku 2005.
"Pracujemy pod straszną presją. Przemytnicy grożą nam, że zrobią krzywdę naszym najbliższym, jeśli będziemy ich <trzepać na granicy>. Wiele osób tego nie wytrzymuje i odchodzi" - opowiada "Rzeczpospolitej" celnik z Bezledów.