13 listopada tuż przed 14 zmotoryzowany patrol wydziału ochrony placówek dyplomatycznych zauważył, że toyota camry, która wjechała w ulicę Spacerową biegnącą wzdłuż muru ambasady, przecięła skrzyżowanie na czerwonym świetle. Policjanci bez chwili namysłu ruszyli w pościg, ale kierowca camry nie tylko się nie zatrzymał, ale jeszcze dodał gazu.

Reklama

Po kilkuset metrach toyota musiała się jednak zatrzymać - na jej pasie stało bmw szykujące się do wjazdu w otwierającą się po prawej stronie jezdni bramę. Toyotę dogonili policjanci, ale wtedy uciekinier, nie czekając nawet sekundy, ruszył i podążył za bmw. Miał pecha - jak się okazało, był to wjazd do ambasady rosyjskiej. Brama zamknęła się i kierowca w camry został "uwięziony" poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, policjanci zaś zostali na ulicy. Nie mogli bowiem wejść na teren ambasady.

"Policjanci początkowo próbowali nawiązać kontakt z kierowcą, ale bez skutku" - opowiada DZIENNIKOWI Alicja Rakowska z polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Problem przejechania na czerwonym świetle zaczął nabierać wymiaru międzynarodowego - przy bramie pojawił się rosyjski konsul, i to on przekazał policjantom dokumenty pirata drogowego. Okazało się, że ambasadę szturmował 53-letni warszawiak Krzysztof B. Był trzeźwy, ale niemal od razu pojawił się inny kłopot. Auto nie było jego, ale należało do jego konkubiny, w dodatku nie miał przy sobie ubezpieczenia OC. Kłopotliwą sytuację rozładowało dopiero przybycie właścicielki auta, która dostarczyła polisę. Konsul zgodził się też, by funkcjonariusze policji weszli na teren ambasady i zabrali stamtąd międzynarodowego pirata.

Reklama

Okazało się, że bmw, za którym wślizgnął się do ambasady Krzysztof B., należało do rosyjskiego dyplomaty. Auto także doznało uszczerbku. "Żeby uniknąć kolizji z wjeżdżającą toyotą, bmw ruszyło do przodu i uderzyło w zaporę przy bramie" - mówi rzecznik warszawskiej policji komisarz Marcin Szyndler.

"Teraz to sprawa pomiędzy stroną rosyjską, prokuraturą, policją, no i tym kierowcą. Rolą naszego resortu będzie informowanie ambasady rosyjskiej o wynikach postępowania po stronie polskiej" - powiedziała DZIENNIKOWI Alicja Rakowska z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Rosjanie lada dzień przyślą do MSZ notę dyplomatyczną, co jest regułą w takich sytuacjach. Opiszą w niej zajście, przedstawiając swoją interpretację naruszenia immunitetu palcówki dyplomatycznej, a polskie ministerstwo prześle im dyplomatyczną odpowiedź.

Jak Rosjanie oceniają najazd Krzysztofa B. na ich bramę - nie wiadomo. We wtorek, mimo wielu telefonów, nie udało nam się zastać w ambasadzie nikogo uprawnionego do kontaktów z prasą. Ale raczej nie uważają tego za poważną sprawę. "W trakcie zajścia przy bramie Rosjanie byli bardzo pomocni i odnieśli się do całego incydentu z dużym zrozumieniem" - relacjonuje DZIENNIKOWI Alicja Rakowska.