"Procedury działania na misji są wnikliwie badane przez prokuraturę" - mówi mjr Dariusz Kacperczyk, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych nadzorującego misje zagraniczne. Prokuratura szuka specjalistów, którzy mogliby przygotować fachowe ekspertyzy na potrzeby śledztwa i procesu. Jak dowiedział się DZIENNIK, wśród nich jest gen. Sławomir Petelicki, były dowódca GROM.
Opinia fachowców będzie kluczowa. Ma bowiem odpowiedzieć na istotne pytania - kto, zgodnie z procedurami, nadzorował działania oskarżonych żołnierzy, i kto wydawał rozkazy. "Polski Kontyngent Wojskowy w Afganistanie jest bardzo rozproszony. Kluczową sprawą jest więc dokładne zbadanie obowiązujących procedur" - mówi gen. Stanisław Koziej, były wiceminister obrony narodowej.
Jeśli okaże się, że żołnierze wykonywali tylko rozkazy dowódców i nie podjęli żadnych działań na własną rękę, wówczas ława oskarżonych może być poszerzona. Mecenas Jakub Kolańczyk, adwokat dwójki oskarżonych żołnierzy, sugerował wczoraj, że będzie to linia obrony jego klientów. "Wojsko stanowi jedną drużynę i nic nie dzieje się bez rozkazu, a te wydaje dowódca" - podkreślał wczoraj.
Dodał też, że pogłoski o rzekomym nagraniu przez żołnierzy filmu z masakry są nieprawdziwe. Według naszych informacji, z prokuratury na jedynym filmie, który jest na tym etapie dowodem w śledztwie, nagrano jedynie ofiary akcji. Filmować mieli polscy żandarmi przybyli do wioski już po ostrzale. Śledczy szukają też, czy nie ma żadnych innych nagrań. Trwa przeszukiwanie twardych dysków i płyt zarekwirowanych w domach aresztowanych żołnierzy.
Bezprecedensowa sprawa zabójstwa sześciu cywilów, w tym kobiet i dzieci, w jednej z afgańskich wiosek objęta jest klauzulą "ściśle tajne". Nie ma się więc co dziwić, że atmosfera przed poznańskim sądem była wczoraj bardzo napięta. Licznie zgromadzeni dziennikarze nie tylko nie zostali wpuszczeni wczoraj na salę, ale poproszono ich nawet o to, by opuścili gmach sądu garnizonowego. Z kolei zapłakane żony i matki żołnierzy z niecierpliwością oczekiwały decyzji sądu. Do końca wierzyły, że ich bliscy zostaną zwolnieni do domów.
Na siedmiu odrębnych rozprawach zdecydowano o tym, że wszyscy żołnierze zostaną aresztowani na 3 miesiące. "Sędziowie rozpatrujący wnioski o areszt stwierdzili, że materiały prokuratury wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez żołnierzy zarzucanych im czynów" - stwierdził na wczorajszej konferencji płk Piotr Tabor z Wojskowego Sądu Garnizonowego w Poznaniu. Decyzja nie jest prawomocna i można się od niej odwołać.
Wiadomość z wielkim smutkiem przyjęła liczna grupa rodzin i bliskich komandosów. Do czasu ostatecznych rozstrzygnięć grozili oni nawet, że w proteście przeciw zamknięciu żołnierzy będą okupować gmach sądu. Rozwojem wypadków był zaskoczony Andrzej Grzesik, były poseł z Samoobrony.
"Rozmawiałem o tym z żołnierzami, którzy uczestniczyli w akcji i mówili, że zaatakowało ich 30 lub 40 talibów. Tę wersję potwierdzali między innymi generał Marek Tomaszycki oraz ambasador Polski z Kabulu. W Afganistanie dużo o tym rozmawialiśmy" - mówi DZIENNIKOWI Grzesik, który udał się do Afganistanu kilka miesięcy temu jako wysłannik sejmowej speckomisji. Jak reaguje na zarzuty prokuratury, która twierdzi, że żołnierze wymyślili tę wersję zdarzeń? "Nie wiem, jaka jest prawda. To będzie musiał ustalić sąd" - odpowiada poseł.