Zwolennicy ułatwień w dostępie do broni palnej tłumaczą, że chodzi im tylko o możliwość używania jej w obronie rodziny i domu. Noszenie jej w miejscach publicznych nadal miało by być mocno ograniczone.
Inicjatorzy akcji próbują zainteresować swoim pomysłem polityków. A ci nie mówią "nie". Nowy minister infrastruktury Cezary Grabarczyk (PO) uważa, że sprawa łatwiejszego dostępu do broni jest warta przeanalizowania. W podobnym tonie wypowiada się jego partyjny kolega Grzegorz Dolniak, wiceszef sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych.
Obecnie broń to przywilej dostępny dla nielicznych. W 2004 r. pistolet na ostre naboje miało 29,5 tys. Polaków, a w czerwcu 2007 r. - 23,3 tys. Przy staraniu się o pozwolenie na posiadanie broni dla obrony rodziny obowiązują takie same procedury - badania lekarskie i psychologiczne, wniosek z uzasadnieniem oraz egzamin - jak przy pozwoleniu na posługiwanie się bronią poza własnym mieszkaniem i posesją.
Zwolennicy złagodzenia przepisów powołują się na statystyki, które wyraźnie wskazują, że w krajach, w których dostępu do broni nie chronią restrykcyjne przepisy, zmniejsza się przestępczość. Amerykański ekonomista John R. Lott ustalił, że "jednoprocentowy wzrost liczby właścicieli broni odpowiada 4,1-procentowemu spadkowi liczby przestępstw z użyciem przemocy".
W USA w tych stanach, gdzie prawo nie zezwala na noszenie broni, przestępstw z użyciem przemocy jest o 81 proc. więcej, a morderstw o 127 proc. więcej niż w stanach, gdzie prawo jest liberalne.