Rozwód Anny i Konrada z Łodzi przebiegł bez zgrzytów. Małżonkowie nie sprzeczali się o alimenty, wychowanie dziecka, podział majątku. Szczegóły rozstania uzgodnili wcześniej, wspólnie z adwokatami. Na sali sądowej pojawili się tylko raz. Po piętnastu minutach mieli orzeczony rozwód. "Doszliśmy do wniosku, że nic już nie uratuje naszego małżeństwa. Nie było sensu rozdrapywać ran" - mówi Konrad.

Reklama

Podobnie coraz częściej postępują inni Polacy. Chcą szybkiego rozstania. I sądy przychylają się do tego - orzekają rozwody już na pierwszej rozprawie. Takie postępowanie kosztuje 300 złotych. "Szybki rozwód jest możliwy, ponieważ przestał obowiązywać przepis dotyczący posiedzeń pojednawczych, których zwyczajnie już nie ma" - wyjaśnia Małgorzata Kozik, mecenas z Krakowa. "Sytuacja musi być bezsporna, a rozwód wydany bez orzeczenia winy" - dodaje warszawski adwokat Piotr Stączek.

Jak to działa w praktyce? Już przy złożeniu pozwu małżonkowie muszą zadeklarować chęć uzyskania szybkiego rozwodu. Jeśli mają wspólne i niepełnoletnie dzieci, sąd musi przesłuchać świadka, który powie, jak znoszą one rozstanie rodziców. Strony wskazują świadka już w pozwie. Wtedy w pierwszym terminie sąd załatwia wszystkie formalności i wydaje orzeczenie.

Sędziowie niechętnie wypowiadają się na temat błyskawicznych rozwodów. Agnieszka Oklejak, przewodnicząca wydziału cywilno-rodzinnego Sądu Okręgowego w Krakowie przestrzega przed używaniem tego terminu. "Nie ma czegoś takiego jak błyskawiczny rozwód. Owszem, orzekamy już na pierwszej rozprawie, ale nie możemy mówić o modzie na szybkie rozstania. Niektóre sprawy nadal wymagają poświęcenia im więcej czasu" - tłumaczy.

W podobnym tonie wypowiada się Ewa Błesińska, sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie. "Na pierwszej rozprawie rozwodzą się ludzie, którzy bardzo często mają za sobą długą mediację i doszli już do porozumienia - mówi DZIENNIKOWI. - A i tak tzw. szybkie rozprawy to zaledwie jedna piąta tego, co orzekamy" - szacuje sędzia.

Jej słowa potwierdza dr Maria Gdowska, terapeutka małżeństw i mediator Sądu Okręgowego w Warszawie. "Parom sugerujemy, żeby na salę sądową przychodziły już po mediacjach. Zwracamy uwagę, że rozwieść można się przyzwoicie albo z awanturą" - mówi Gdowska.

To najwyraźniej skutkuje. "Nie mam ani czasu, ani ochoty wylewać swoich żalów przed sędzią. Decyzja o rozstaniu już zapadła, nie ma sensu męczyć się nawzajem" - uważa Maciej, który jeszcze w tym roku zamierza złożyć pozew o rozwód.

Według danych GUS przez 9 miesięcy tego roku w Polsce rozpadło się około 42 tysiące małżeństw. W zeszłym roku rozwodów było blisko 72 tysiące.